Sprawa Stefana Michnika to nie tylko problem rozliczenia stalinowskich zbrodniarzy sądowych. Ten żyjący w cieniu swojego brata sędzia stał się ważnym elementem, a jednocześnie symbolem przemian, które doprowadziły do powstania systemu postkomunistycznego.
Sowieci szykowali się do zmian ustrojowych co najmniej od lat 70. Zdawali sobie sprawę, że wprowadzony przez nich system był nieefektywny ekonomicznie i ostatecznie przegra rywalizację z bogatymi krajami Zachodu. To, że godzili się na pewien zakres zmian, nie oznacza, że chcieli oddać władzę. Ta miała pozostać w ich ręku, ale narody krajów przez nich opanowanych powinny dostać złudzenie demokratyzacji i liberalizacji systemu. Potrzebni im do tego byli ludzie, którzy z jednej strony mogli być wiarygodni dla społeczeństwa, z drugiej – całkowicie kontrolowalni. Najlepiej oczywiście było to robić przez agenturę i jest faktem, że trzy najważniejsze ośrodki strajkowe w roku 1980 kierowane były przez ludzi zarejestrowanych jako agenci SB. Jednak nawet liczna agentura nie była dostateczną gwarancją kontroli. Agenci nie stanowili grupy społecznej, a zawsze było ryzyko ich przewerbowania. Potrzebna była jeszcze elita opozycji, która ze względu na swoje uwikłania osobiste i rodzinne nie była w stanie rozliczać komunistów. Tą elitą stali się ludzie powiązani z twórcami systemu sowieckiego w Polsce, a potem z różnych powodów wypchnięci poza obóz władzy. Komunistom było wszystko jedno, czy mieli to być narodowi Moczarowcy (śmiechem historii jest to, że sam Moczar był Ukraińcem, a jego pogrobowcy dzisiaj to zaciekli wrogowie jakiejkolwiek współpracy z Ukrainą), czy kosmopolici. Chodziło o wybranie grupy najbardziej efektywnej. Okazała się nią ta druga, bo była dużo bardziej wyizolowana z tradycyjnych środowisk oporu, takich jak Kościół czy żołnierze podziemia niepodległościowego. Wybrańców pozwolono wypromować, tych drugich mocno przyziemiono. Liderami wybrańców stali się Jacek Kuroń, twórca czerwonego harcerstwa, krytykujący PZPR za zbyt łagodny stosunek do Kościoła, Bronisław Geremek, sam głęboko uwikłany w komunistyczny system, i Adam Michnik, którego cała bliska rodzina była powiązana z komunistami. Oczywiście najbardziej znaną postacią w tej zsowietyzowanej rodzinie był jego starszy brat, który jako dwudziestoparolatek dopuścił się sądowych zbrodni na polskich patriotach. W wyniku walk frakcyjnych ta grupa społeczna znalazła się w opozycji do głównego nurtu w partii, a potem została z niej wypchnięta. Niezależnie od wewnątrzkomunistycznych rozgrywek tego typu elita była idealna do wykreowania nowej opozycji, która mogłaby nawet uczestniczyć we władzy. Nie obawiano się gwałtownego rozliczania komunistów przez Michnika, skoro jednym z pierwszych skazańców musiałby być jego brat.
W czasie zjazdu Solidarności w 1981 r. ekipa Michnika i Kuronia została całkowicie odrzucona przez delegatów. Stan wojenny to „naprawił”. W nowej Solidarności już bez żadnych wyborów grali pierwsze skrzypce. I tu jednak parę razy sytuacja wymknęła się spod kontroli. Pęknięciem systemu był półroczny rząd Olszewskiego, rządy PiS w 2005 r. czy obecne miażdżące zwycięstwo PiS-u. Za każdym razem pogrobowcy komunizmu próbowali powtarzać ten sam manewr i tworzyć swoją opozycję. W 1992 r. konstruktywną opozycję bez Kaczyńskiego, Macierewicza, Parysa itp., w 2007 r. prawicę bez Kaczyńskiego, a w 2010 r. prawicę i prawicowe media „niesmoleńskie”. O tym ostatnim na razie nie będę pisał, bo parę osób po naszej stronie naprawdę się zdenerwuje.
Tak czy inaczej, Stefan Michnik do dzisiaj jest gwarantem odpowiedniej postawy elit III RP.
Tomasz Sakiewicz
źródło: http://www.klubygp.pl/zaczelo-sie-od-stefana-michnika/