Posted on 01 marca 2025.
Jedną z rzeczy, o których chciałbym dzisiaj mówić są oczywiście wartości,
które podzielamy. I wiecie, to wspaniale być ponownie w Niemczech. Jak
słyszeliście wcześniej, byłem tu w ubiegłym roku jako amerykański senator.
Widziałem dziś ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Davida Lammy i
żartowałem, że każdy z nas miał w ubiegłym roku inną pracę niż ma dzisiaj. Ale
dziś nastał czas dla wszystkich krajów tu zgromadzonych, dla nas wszystkich,
szczęśliwych, że dostali od naszych wyborców mandat polityczny – by użyć go dla
polepszenia ich życia.
Chcę również powiedzieć, że miałem to szczęście, że spędziłem trochę mojego
czasu tutaj – w ciągu ostatnich 24 godzin – poza murami, w których odbywa się
ta konferencja. I jestem pod wrażeniem gościnności ludzi, nawet w
sytuacji, kiedy odczuwają wciąż skutki wczorajszego straszliwego ataku [chodzi
o atak w Monachium – celowe wjechanie samochodem w grupę ludzi przez
Afgańczyka, który miał miejsce w czwartek 13 lutego i spowodował obrażenia u 36
osób – AŚ]. A w ogóle pierwszy raz, kiedy byłem w Monachium, to było na
prywatnej wycieczce z moją żoną, która i dzisiaj jest tutaj ze mną. Zawsze
kochałem miasto Monachium i jego mieszkańców.
Chcę po prostu powiedzieć, że jesteśmy bardzo poruszeni i
nasze myśli, i modlitwy koncentrują się wokół Monachium i wszystkich
dotkniętych złem zadanym tej wspaniałej społeczności. Myślimy o was, modlimy
się za was i będziemy naturalnie was wspierać w nadchodzących dniach i
tygodniach.
Zgromadziliśmy się na tej konferencji, oczywiście, by dyskutować o
bezpieczeństwie. I zwyczajowo mamy tu na myśli zewnętrzne zagrożenia dla
naszego bezpieczeństwa. Widzę tu dziś obecnych bardzo wielu czołowych
przedstawicieli wojska. Ale, choć administracja Trumpa jest bardzo zatroskana o
bezpieczeństwo Europy i wierzy, że możemy dojść do rozsądnego porozumienia
pomiędzy Rosją a Ukrainą, a także wierzymy, że jest bardzo ważnym, aby w
nadchodzących latach Europa wykonała wielki krok naprzód, aby samemu zapewnić
sobie własną obronę, zagrożeniem, o które martwię się najbardziej, a
które stoi vis a vis Europy, nie jest Rosja, nie są Chiny, ani żaden zewnętrzny
czynnik. Najbardziej martwi mnie zagrożenie przychodzące z wewnątrz. Porzucanie
przez Europę jej najbardziej fundamentalnych wartości; wartości podzielanych
przez Stany Zjednoczone Ameryki.
Byłem wstrząśnięty, że były komisarz europejski wystąpił w niedawno
w telewizji i zachwycał się faktem anulowania wyborów prezydenckich przez rząd
rumuński. Zagroził, że jeśli sprawy nie pójdą zgodnie z planem, to samo stać
się może również w Niemczech.
Tego typu pyszne oświadczenia są szokujące dla amerykańskich uszu. Przez
lata mówiono nam, że wszystko co finansujemy i wspieramy, robimy w imię
wspólnych nam demokratycznych wartości. Wszystko, od naszej polityki
ukraińskiej po cenzurę mediów cyfrowych, nazywane jest obroną demokracji. Ale
kiedy widzimy europejski sąd anulujący wybory oraz wyższego urzędnika grożącego
anulowaniem innym, to powinniśmy zapytać, czy stawiamy sobie wystarczające
wysokie wymagania. A mówię „my”, ponieważ głęboko wierzę, że gramy w tej samej
drużynie.
Musimy zrobić więcej niż tylko mówić o wartościach demokratycznych. Musimy
nimi żyć. Spójrzmy, pośród obecnych na tej sali wielu ma w żywej pamięci, że
Zimna Wojna postawiła obrońców demokracji w opozycji do bardziej tyranicznych
sił na tym kontynencie. I zwróćcie uwagę, która strona tej walki cenzurowała
dysydentów, zamykała kościoły, która dokonywała oszustw wyborczych. Czy to byli
„dobrzy chłopcy”? Oczywiście, nie.
Dzięki Bogu, przegrali Zimną Wojnę. Przegrali, ponieważ ani nie doceniali
ani nie szanowali wszystkich nadzwyczajnych błogosławieństw wolności, wolności
zadziwienia, wolności błądzenia, wolności wynalazku czy budowania. Jak
się okazało, nie można nakazać innowacyjności czy kreatywności, tak jak nie
można narzucić ludziom, co mają myśleć, co mają czuć, w co mają wierzyć.
A my wierzymy, że te sprawy są oczywiście ze sobą powiązane. Na nieszczęście,
kiedy patrzę na dzisiejszą Europę, czasami wydaje się nieoczywistym, co stało
się z niektórymi zwycięzcami Zimnej Wojny.
Patrzę w stronę Brukseli, gdzie komisarze Unii Europejskiej grożą
obywatelom zamiarem zamknięcia mediów społecznościowych w czasie
niepokojów społecznych, w momencie, kiedy spostrzegą coś, co ocenią jako
„zawartość nienawistną”; albo ten kraj, gdzie policja dokonuje nalotów
przeciwko obywatelom podejrzanym o pisanie komentarzy antyfeministycznych, w
ramach „walki z mizoginią” w internecie.
Patrzę na Szwecję, gdzie dwa tygodnie temu rząd skazał
chrześcijańskiego aktywistę za udział w paleniu Koranu, czego skutkiem
było zamordowanie jego przyjaciela. I jak na zimno stwierdził sędzia w tej
sprawie – szwedzkie prawo, rzekomo stojące na straży wolności słowa,
faktycznie, nie przyznaje – cytuję – „przepustki” do robienia czy mówienia czegokolwiek
bez ryzyka urażenia grup wyznających jakieś przekonania.
I może najbardziej niepokojące – patrzę na naszych drogich
przyjaciół, na Zjednoczone Królestwo, gdzie odejście od praw sumienia postawiło
podstawowe wolności, a religijnych Brytyjczyków w szczególności, na celowniku.
Trochę ponad dwa lata temu rząd brytyjski oskarżył Adama Smitha Connera,
51-letniego fizjoterapeutę i weterana wojennego, o haniebną zbrodnię stania 50
metrów od kliniki aborcyjnej i o cichą modlitwę przez trzy minuty, nikomu nie
przeszkadzającego, nikogo nie zaczepiającego, po prostu cicho modlącego się w
samotności. Po tym jak brytyjskie organy ścigania spostrzegły go i zażądały
ujawnienia o co się modlił, Adam odpowiedział po prostu, że czynił to w imieniu
swego nienarodzonego syna. On i jego była partnerka dokonali aborcji wiele lat
wcześniej. Ale na stróżach prawa nie zrobiło to wrażenia. Adam został uznany za
winnego złamania nowego rządowego Prawa Strefy Buforowej, które kryminalizuje
cichą modlitwę i inne akcje, które mogą wpłynąć na decyzje osób, w obrębie 200
metrów od punktu aborcyjnego. Został skazany na zapłacenie tysięcy funtów
kosztów sądowych na rzecz prokuratury.
Żałuję, że nie mogę powiedzieć, że to był przypadek, jednorazowy, szalony
wyraz źle napisanego prawa, zastosowanego wobec jednej osoby. Ale nie. W
październiku, ledwie kilka miesięcy temu, szkocki rząd rozpoczął wysyłanie do
obywateli listów, obywateli, których domy stoją wewnątrz tzw. stref
bezpiecznego dostępu, grożąc, że nawet prywatna modlitwa w ich własnych domach
może oznaczać złamanie prawa. Naturalnie rząd namawiał czytelników
listów do donoszenia na współobywateli podejrzewanych o popełnienie tej zbrodni
myśli w Brytanii i w całej Europie.
Wolność słowa, tak myślę, jest w odwrocie, i dla komedii, i
dla prawdy. Przyznaję, że czasami najgłośniejsze głosy domagające się cenzury
przychodzą nie z Europy, ale z mojego własnego kraju, gdzie poprzednia
administracja groziła i zastraszała właścicieli mediów społecznościowych
cenzurowaniem tzw. dezinformacji. Takiej dezinformacji jak to, że koronawirus
prawdopodobnie wypłynął z laboratorium w Chinach. Nasz własny rząd
zachęcał prywatne firmy do uciszania obywateli, którzy ośmielili się mówić o
tym, co okazało się być oczywistą prawdą.
Tak więc przyjechałem tutaj nie dla dzielenia się spostrzeżeniami, ale z
ofertą. I tak jak administracja Bidena próbowała desperacko uciszać
ludzi za to, że mówią to, co myślą, tak administracja Trumpa zrobi coś
dokładnie przeciwnego i mam nadzieję, że będziemy mogli wspólnie przy tym
pracować.
W Waszyngtonie mamy nowego szeryfa w mieście. Pod przywództwem
Donalda Trumpa, możemy nie zgadzać się z Waszym punktem widzenia, ale będziemy
walczyć o Wasze prawo do przedstawienia go w przestrzeni publicznej.
Zgadzacie się czy nie? Teraz jesteśmy w punkcie, oczywiście, w którym
sytuacja tak gwałtownie pogorszyła się, że w grudniu Rumunia wprost anulowała
wyniki wyborów prezydenckich, na podstawie wątłych podejrzeń służb specjalnych
i pod ogromną presją europejskich sąsiadów. Jak rozumiem, argumentem
było to, że rosyjska dezinformacja negatywnie wpłynęła na rumuńskie wybory. Ale
poproszę moich europejskich przyjaciół o spojrzenie z innej perspektywy.
Możecie wierzyć, że złem jest, by Rosja wykupywała reklamy w mediach
społecznościowych, żeby wpływać na wasze wybory. My tak oczywiście myślimy.
Możecie to nawet potępiać na arenie międzynarodowej. Ale jeżeli wasza
demokracja może być zniszczona przy pomocy kilkuset tysięcy dolarów wydanych na
reklamy cyfrowe przez obce państwo, to znaczy, że od początku nie była bardzo
mocna.
Ale pomyślałem sobie, że wasza demokracja nie jest istotnie tak krucha jak
wielu ludzi się tego obawia. I naprawdę wierzę, że przyzwolenie na to,
aby nasi obywatele mówili, co myślą, uczyni ich jeszcze silniejszymi. Co,
naturalnie, prowadzi nas z powrotem do Monachium, gdzie organizatorzy tej
konferencji zakazali posłom reprezentującym partie populistyczne, zarówno z
lewicy jak i z prawicy, udziału w tych dyskusjach. I znów, nie musimy
zgadzać się z wszystkim i z czymkolwiek, co ludzie mówią. Ale kiedy
polityczni liderzy reprezentują istotną grupę wyborców, to na nas spoczywa
obowiązek chociaż uczestnictwa w dialogu z nimi. [Vance nawiązuje do
zakazu wstępu na konferencję dla przedstawicieli Alternatywy dla Niemiec (AfD)
oraz Sojuszu Sary Wagenknecht – AŚ]
Dla wielu z nas po drugiej stronie Atlantyku to wszystko wygląda coraz
bardziej i bardziej jak stare, zakorzenione grupy interesów, ukrywające się za
złymi słowami z czasów sowieckich, jak dezinformacja, a które po prostu
nie znoszą myśli o tym, że ktoś mający inny punkt widzenia może wyrazić
odmienną opinię albo – Boże broń! – zagłosować inaczej lub nawet jeszcze gorzej
– wygrać wybory.
To jest konferencja bezpieczeństwa i jestem pewien, że wszyscy przybyli
tutaj przygotowani, aby mówić o tym, jak konkretnie zamierzacie podnieść
wydatki na obronę w ciągu najbliższych pięciu lat, zgodnie z nowym założeniem.
I wspaniale, bo jak prezydent Trump wyraził się o tym zupełnie jasno, uważa on,
że nasi europejscy przyjaciele muszą grać większa rolę w przyszłości tego
kontynentu. Nie sądzę, abyście znali ten termin „dzielenie się ciężarem”, ale
myślę, że to istotna część wspólnego sojuszu, żeby Europejczycy stanęli na
wysokości zadania, podczas gdy Ameryka skupi się na tych częściach świata,
które znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie.
Ale pozwólcie, że zapytam, jak w ogóle możecie zacząć myśleć o kwestii
metod budżetowania, jeżeli nie wiemy nawet, czego tak naprawdę bronimy?
Usłyszałem wiele w dotychczasowych rozmowach, a odbyłem wiele znakomitych
konwersacji z licznymi osobami tu obecnymi. Usłyszałem dużo na temat tego,
czego potrzebujecie, aby się bronić i to naprawdę ważne. Ale co
wydawało się dla mnie trochę mniej jasne i z pewnością także dla wielu
obywateli Europy, to przed czym konkretnie mielibyście się bronić.
Jaka jest pozytywna wizja, która ożywia ten wspólny pakt bezpieczeństwa, który
wszyscy uważamy za tak ważny? Głęboko wierzę, że nie ma bezpieczeństwa,
jeśli boisz się głosów, opinii i sumienia, które kierują twoimi własnymi
ludźmi. Europa stoi przed wieloma wyzwaniami. Ale kryzys, przed którym teraz
stoi ten kontynent, kryzys, jak wierzę, wobec którego stoimy wszyscy
razem, jest spowodowany przez nas samych. Jeśli stajesz do wyborów w strachu
przed własnymi wyborcami, Ameryka nie może nic dla ciebie zrobić. A co
za tym idzie, nie ma niczego, co możesz zrobić dla Amerykanów, którzy wybrali
mnie i prezydenta Trumpa. Potrzebujecie demokratycznego mandatu, aby
osiągnąć cokolwiek wartościowego w nadchodzących latach.
Czy nie nauczyliśmy się niczego z doświadczenia, że słaby mandat daje
niestabilne rezultaty? Ale jest tak wiele wartości, które można uzyskać z tego
rodzaju demokratycznego mandatu, który moim zdaniem, będzie wynikał z większej
wrażliwości na głosy obywateli. Jeśli chcesz cieszyć się konkurencyjną
gospodarką, jeśli chcesz cieszyć się niedrogą energią i bezpiecznymi łańcuchami
dostaw, to potrzebujesz mandatu do rządzenia, ponieważ musisz podejmować trudne
decyzje, aby cieszyć się wszystkimi tymi rzeczami.
I oczywiście wiemy o tym bardzo dobrze. W Ameryce nie możesz zdobyć
demokratycznego mandatu, cenzurując swoich oponentów lub wsadzając ich do
więzienia. Niezależnie od tego, czy jest to lider opozycji, pokorny
chrześcijanin modlący się we własnym domu, czy dziennikarz próbujący
relacjonować wiadomości. Nie możesz też go zdobyć, ignorując swój
podstawowy elektorat w kwestiach takich jak to, kto może być częścią naszego
wspólnego społeczeństwa. I ze wszystkich pilnych wyzwań, z którymi mierzą się
narody tutaj reprezentowane, uważam, że nie ma nic ważniejszego niż masowa
migracja.
Obecnie już prawie 1 na 5 osób żyjących w tym kraju pochodzi z zewnątrz. To,
oczywiście, najwyższy wynik w historii. Podobnie jest w Stanach Zjednoczonych i
także tam, to rekordowy wynik. Liczba imigrantów, którzy znaleźli się w UE, a
wywodzą się z krajów nieeuropejskich, podwoiła się w samych tylko latach 2021 i
2022. I, oczywiście, od tego czasu znacznie się zwiększyła.
Znamy tę sytuację. To nie stało się w próżni. To rezultat serii świadomych
decyzji podjętych przez polityków na całym kontynencie i innych, na całym
świecie, w przeciągu ostatniej dekady. Widzieliśmy horror spowodowany przez te
decyzje w mieście, w którym jesteśmy. Oczywiście nie mogę tego przywoływać
znowu bez myślenia o tragicznych ofiarach, których piękny zimowy dzień w
Monachium zamienił się w piekło. Nasze myśli i modlitwy są z nimi i z nimi
pozostaną. Ale dlaczego to się w ogóle stało?
To okropna historia, ale jedna z wielu, jaką można usłyszeć zbyt dużo razy w
Europie i na nieszczęście, zbyt wiele razy także w Stanach Zjednoczonych.
Ubiegający się o azyl, często młody mężczyzna w wieku lat dwudziestu paru, już
znany policji, uderza samochodem w tłum i osłabia społeczeństwo. Wspólnotę. Jak
wiele razy musimy znosić te przerażające niepowodzenia, zanim zmienimy kurs i
poprowadzimy naszą wspólną cywilizację w nowym kierunku? Żaden wyborca
na tym kontynencie nie poszedł do urn, aby otworzyć wrota dla milionów
niesprawdzonych imigrantów. Ale przecież wiecie, na co oni głosowali? W Anglii
głosowali za Brexitem. I zgadzając się lub nie zgadzając, zagłosowali za nim. I
coraz częściej w całej Europie głosują na przywódców politycznych, którzy
obiecują położyć kres niekontrolowanej migracji. Zgadzam się z wieloma
z tych obaw, ale wy nie musicie zgadzać się ze mną. Po prostu myślę, że ludzie
martwią się o swoje domy. Dbają o swoje marzenia. Dbają o swoje
bezpieczeństwo i zdolność do zapewnienia sobie i swoim dzieciom środków do
życia.
I są mądrzy. Myślę, że to jedna z najważniejszych rzeczy jakich nauczyłem
się w ciągu mojego krótkiego czasu spędzonego w polityce. W przeciwieństwie do
tego, co możecie usłyszeć kilka gór dalej stąd, w Davos, obywatele wszystkich
naszych krajów nie myślą generalnie o sobie, jako o wykształconych zwierzętach
czy o wymiennych kołach zębatych światowej ekonomii. Nie bardzo
zaskakuje też fakt, że nie chcą, aby nimi pomiatano lub, żeby byli nieustannie
ignorowani przez swoich liderów. I jest to sprawą demokracji, aby rozstrzygnąć
te wielkie kwestie przy urnie wyborczej. Jestem przekonany, że pomijanie ludzi,
pomijanie ich trosk albo nawet gorzej, zamykanie mediów, anulowanie wyborów,
wykluczanie ludzi z procesu politycznego, nie chroni niczego. Faktycznie, jest
to najprostsza droga do zniszczenia demokracji. Wypowiadanie się i wyrażanie
opinii to nie ingerowanie w wybory. Nawet jeżeli ludzie wypowiadają
opinie poza waszym własnym krajem i nawet, jeżeli ludzie ci są bardzo wpływowi
– i wierzcie mi, mówię to z humorem – jeśli amerykańska demokracja mogła
przetrwać dziesięć lat besztania przez Gretę Thunberg, wy, moi panowie, możecie
przetrwać kilka miesięcy łajania przez Elona Muska.
Czego jednak żadna demokracja nie przetrwa, amerykańska, niemiecka,
czy europejska, to mówienie milionom wyborców, że ich myśli i troski, ich
aspiracje, ich prośby o ulgę, są nieważne albo nawet niewarte tego, by je brać
pod uwagę. Demokracja opiera się na świętej zasadzie, że głos ludzi ma
znaczenie. Nie ma przestrzeni dla blokowania niewygodnych. Albo podtrzymujesz
tę zasadę albo nie. Europejczycy, ludzie, mają głos. Europejscy
liderzy mają wybór. I głęboko wierzę, że nie potrzebujemy się bać przyszłości.
Zaakceptujcie to, co wam mówią ludzie, nawet jeśli wyda się wam to
zaskakujące albo jeśli się z tym nie zgadzacie. I jeżeli to uczynicie będziecie
mogli zmierzyć się z przyszłością, z pewnością i zaufaniem, wiedząc, że wasze
narody stoją za każdym z was. I to jest dla mnie wielka magia
demokracji. Nie ma jej w tych budynkach z kamienia czy pięknych hotelach. Nie
ma jej nawet w tych wielkich instytucjach, które zbudowaliśmy razem w naszym
wspólnym społeczeństwie.
Wierzyć w demokrację to rozumieć, że każdy z naszych obywateli ma
swoją mądrość i ma swój głos. I jeżeli odmawiamy wysłuchania jego głosu, to
nawet nasze najbardziej skuteczne starania zabezpieczą jedynie bardzo niewiele.
Jak powiedział niegdyś Jan Paweł II, w mojej opinii jeden z najbardziej
niezwykłych orędowników demokracji na tym kontynencie i na wszystkich innych –
„nie lękajcie się!”. Nie powinniśmy lękać się naszych własnych ludzi
nawet jeżeli wyrażają opinie niezgodne z poglądami ich przywódców.
Dziękuję Wam wszystkim. Życzę wszystkim szczęścia. Niech Was Bóg błogosławi!
tłum. Adam Śmiech
Źródło: https://myslpolska.info/2025/02/15/przemowienie-j-d-vancea-w-monachium-14-lutego-2025/