Zero tolerancji

Pierwszego marca obchodzimy Narodowy Dzień „Żołnierzy Wyklętych”. Byli wyklęci przez komunistów, którzy ich nie tolerowali i zabijali. My natomiast wykazujemy się nie wiadomo dlaczego nadzwyczajną tolerancją wobec tych diabelskich czerwonych pomiotów.

Zacznijmy się wreszcie domagać koniecznych zmian we wszelkich instytucjach opanowanych przez resortowe dzieci i wnuki komunistyczne. Lista jest długa, ale jeżeli nie wykażemy się stanowczością, grozi nam generalna zapaść. Już teraz złodziej w todze może łapiącemu go policjantowi pokazać immunitet sędziego i usłyszeć co najwyżej przeprosiny.

Używanie słów wulgarnych w miejscach publicznych jest zabronione, ale znowu tylko teoretycznie. W praktyce można lżyć nawet głowę państwa i żaden policjant nie ośmieli się wylegitymować takiego osobnika, nie mówiąc już o wlepieniu mandatu. Właściwie dlaczego? Paragraf na to jest. W takiej sytuacji trudno wymagać, żeby w miejscu publicznym, jakim jest również teatr, ktoś reagował na zachowania obsceniczne. Na ulicy wulgaryzmy podlegają ochronie jako „wolność wypowiedzi”, a w teatrze czy galerii to „wolność artystyczna”. Można umieścić zawartość kubła z gnojem w galerii sztuki i kazać gawiedzi go podziwiać, bo autor legitymuje się dyplomem ASP. Taki „artyzm” wybija jak przepełnione artyzmem szambo na tak zwanych paradach równości w wielu miastach naszego kraju.


Państwo teoretyczne jest oczywiście bezsilne, bo zniewolone tolerancją dla wszelakiego draństwa i odrażających zboczeń. Czas powiedzieć – dość i zacząć to skutecznie zwalczać! Zero tolerancji.

autor: Małgorzata Todd

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

List Prymasa Polski przygotowujący do beatyfikacji Czcigodnego Sługi Bożego Kardynała Stefana Wyszyńskiego

W ubiegłą niedzielę księża odczytali list Prymasa Polski przygotowujący do beatyfikacji Czcigodnego Sługi Bożego Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Poniżej zamieszczamy go w całości:

Umiłowani Siostry i Bracia,

W tekstach Pisma Świętego czytanych podczas dzisiejszej niedzielnej Eucharystii mowa jest o dwóch niezwykle ważnych i cennych darach, jakie otrzymujemy od Boga. Są nimi sól i światło. Jedno i drugie jest niezbędne dla życia człowieka i przyrody, która go otacza. Sól przecież nadaje smak pokarmom i zachowuje je przed zepsuciem, światło natomiast ogrzewa i oświeca. Słowo Boże zwraca jednak naszą uwagę na głębsze znaczenie tych darów. Obraz soli i światła to nauka jaką otrzymuje każdy z nas od Chrystusa. Jako Jego uczniowie nosimy w sobie jej niepowtarzalny „smak”. Naszym zaś zadaniem jest to, by nie zatrzymywać Chrystusowej nauki dla siebie, ale należy przenosić ją tam, gdzie życie utraciło swój smak i panuje ciemność. Dlatego tak ważne jest nasze codzienne zaangażowanie w głoszenie Ewangelii i dawanie o niej świadectwa, wówczas światło słowa Bożego, które w sobie nosimy, zabłyśnie w ciemnościach(Iz 58,10) i będzie świeciło wszystkim, którzy są w domu (Mt 5,15).

Solą ziemi i światłem świata był i ciągle jest Sługa Boży, kardynał Stefan Wyszyński. Możemy o nim powiedzieć, tak jak św. Paweł o sobie mówił mieszkańcom Koryntu, że nie przybył, aby błyszczeć słowem i mądrością, ale głosić Boże słowo, nie znał niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego, stawał przed ludźmi w słabości i bojaźni, by ukazywać moc Bożą (por. 1Kor 2,1-5). Siedemdziesiąt jeden lat temu, w święto Ofiarowania Pańskiego, 2 lutego 1949 roku, prymas Polski Stefan Wyszyński stanął z wielkim drżeniem (1Kor 2,3), a jednocześnie z pokorą i dumą przed podwojami „prastarej, płodnej matki kościołów polskich, bazyliki prymasowskiej”, by odbyć ingres do gnieźnieńskiej katedry. Cztery dni później, 6 lutego, uczynił to samo w stolicy Polski. W liście pasterskim na tą uroczystość napisał, że „ze czcią wielką i z religijnym namaszczeniem” stawia „swe stopy na warszawskim bruku (…) obmytym krwią ofiarną najlepszych, bohaterskich dzieci tego wspaniałego miasta” (02.02.1949 r.).

Wracamy dziś pamięcią do tych dwóch ingresów prymasa Polski, ponieważ przypominają one, że jego pasterska posługa w naszej Ojczyźnie była niczym sól i światło, bo dawała ludziom smak wiary na godne życie dzieci Bożych i wlewała nadzieję w niejedno ludzkie serce, w którym zgasła ufność. Kiedy prymas Stefan Wyszyński obejmował biskupie stolice w Gnieźnie i Warszawie, wypowiedział program swojej posługi. W liście na dzień ingresu pisał: „Nie przychodzę jako nieprzyjazny człowiek, ale jako zwiastun Dobrej Nowiny! Idę przepowiadać Wam Chrystusa ukrzyżowanego (…). Idę, by zwiastować Wam Ojca, który jest w niebie, (…) by głosić Wam miłość, pokój i dobro, by wszczepiać w dusze Wasze nowe życie łaski Bożej, by serca otuchą krzepić” (02.02.1949 r.).

Dzisiaj, kiedy spoglądamy z perspektywy czasu na jego ponad trzydziestoletnią prymasowską posługę, kiedy oczekujemy na czerwcowy dzień jego beatyfikacji, z przekonaniem możemy powiedzieć, że nakreślone zadania wypełnił. Nie sposób wymienić wszystkich Jego dokonań, ale warto zwrócić uwagę na niektóre z nich, a zwłaszcza na słowa wypowiedziane przez niego u początku prymasowskiej posługi, które wiernie realizował i były dla niego drogowskazem.

1. „Przychodzę (…) jako zwiastun Dobrej Nowiny”.

Prymas Stefan Wyszyński miał świadomość tego, że w pierwszym rzędzie dla powierzonych mu kapłanów i wiernych jest pasterzem. Dlatego też, wielką wagę przykładał do głoszenia Bożego słowa. Zdawał sobie sprawę z tego, że „potrzebna jest światu Ewangelia, głoszona przez Kościół” (Domaniewice, 23.05.1971), a „biskup jest po to, by głosił Ewangelię” (Warszawa 24.09.1975). Nie sposób zliczyć kazań, homilii, przemówień, listów pasterskich, w których przepowiadał Dobrą Nowinę o zbawieniu. Ten Boży Pasterz był wiernym głosicielem Ewangelii w słowie i czynie. Bardzo kochał Kościół, czuł się za niego odpowiedzialny, patrzył na niego oczami samego Chrystusa jak na Oblubienicę. Zwiastowanie wiernym Dobrej Nowiny, rozumiał jako zadanie, które ciągle musi trwać. Prymas uczył, że „Ewangelia i krzyż to nie są zabytki, że Kościół to nie archiwum – to aktualne życie! Nie wystarczy wspominać i mówić. Tak, to było dobre tysiąc lat temu, ale dziś? Właśnie i dziś aktualna jest Ewangelia i krzyż Chrystusowy, i dziś jest potrzebna służba Kościoła Chrystusowego Narodowi przez biskupów i kapłanów. Bo Kościół Chrystusowy to Kościół Boga Żywego, to Chrystus, który nie umiera. On żyje w nas!” (Gniezno, 24.04.1977 r.).

Istnieje dzisiaj potrzeba przypomnienia tych prymasowskich słów, kiedy wiara w Polsce u wielu ludzi, zwłaszcza w młodym pokoleniu, gaśnie. Kardynał Stefan Wyszyński staje się dla nas ogromnym wyrzutem sumienia, że niekiedy z obojętnością przechodzimy wobec wyzwań Chrystusowej Ewangelii i przypominamy zwietrzałą sól, która utraciła swój smak i nie świecimy przykładem żywej wiary otrzymanej na chrzcie świętym (por. Mt 5,13.15). Nie należy zapomnieć o tym, że wyrośliśmy z chrześcijańskich korzeni, tak jak i Europa, której jesteśmy częścią, wyrosła z tych samych korzeni co Polska.

2. „Idę przepowiadać Wam Chrystusa ukrzyżowanego”.

Prymas Tysiąclecia jest dla nas nie tylko wzorem przepowiadania Dobrej Nowiny o zbawieniu. Jego życie dowodzi, że możliwe jest zachowanie właściwej równowagi pomiędzy tym, co się głosi, a codziennością. Był wierny temu, co przyrzekł w dniu ingresu: „Idę przepowiadać Wam Chrystusa ukrzyżowanego”. Słowa te urzeczywistniły się bardzo szybko, kiedy doświadczył tułaczki i więzienia, pozbawiono go możliwości spełniania biskupiej posługi, zabroniono bezpośrednich kontaktów z kapłanami i wiernymi jego dwóch archidiecezji, odizolowano go od świata, tak jakby był największym zbrodniarzem i przestępcą. Ale także po uwolnieniu, niemal przez wszystkie lata prymasowskiej posługi, spotykał się ze strony ówczesnej komunistycznej władzy z upokorzeniami, oskarżeniami o zdradę Ojczyzny, o współpracę z obcymi mocarstwami. Stał się w ten sposób świadkiem Chrystusa ukrzyżowanego i przykładem wytrwałego znoszenia każdych cierpień. Dlatego po latach, u schyłku swojego życia, mógł otwarcie wyznać: „Z wielu rzeczy musiałem zrezygnować. Ale jednego nie mogłem się wyrzec: odwagi, męstwa i gotowości na każdą ofiarę, której Pan Bóg ode mnie zażąda. A wiecie, że zażądał wiele.” (Gniezno, 02.02.1979 r.).

Kiedy patrzymy na ten jakże bolesny, ale i potrzebny wymiar życia prymasa Stefana Wyszyńskiego, przypominamy sobie słowa św. Pawła z drugiego dzisiejszego czytania: Postanowiłem (…) nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego (1Kor 2,2). Prawdziwy uczeń Chrystusa bierze każdego dnia krzyż i w ten sposób Go naśladuje (por. Mt 16,24). Chociaż współczesny człowiek często wzbrania się przed taką perspektywą swojego życia i chciałby uciec przed tym, co wymaga trudu, poświęcenia i odwagi w wyznawaniu wiary, to tylko w taki sposób idzie się do świętości i doskonałości – przez krzyż i ofiarę z życia. Przypomina nam o tym sam Chrystus, który będąc w pełni solą ziemi i światłem świata nadaje smak i moc naszemu życiu. Przypomina o tym również Wielki Prymas Tysiąclecia poprzez swoją heroiczną wiarę, która nie cofnęła się nawet przed upokarzającym więzieniem.

3. „Przychodzę (…), by serca otuchą krzepić”.

Ksiądz prymas Stefan Wyszyński zapewniał też w dniu swojego ingresu, że przychodzi, by serca otuchą krzepić. Zadanie to wypełniał nie tylko poprzez głoszenie Ewangelii, ale również przez to, że okazał się prawdziwym Ojcem Narodu sponiewieranego, upokorzonego
i zniewolonego przez komunistyczny reżim. Dlatego wołał do rządzących, by uszanowali „prawo do prawdy, prawo do sprawiedliwości, prawo do szacunku, prawo do miłości, prawo do wolności, prawo do wolności sumienia, wyznania i do służby Bożej, prawo do katolickiego wychowania dzieci i młodzieży” (Gniezno, 14.04.1966 r.). Wiele razy upominał się o te elementarne prawa przysługujące każdemu człowiekowi. W okresach niepokojów społecznych zapewniał, że „Kościół nigdy nie mobilizuje dzieci żadnego narodu przeciwko temu narodowi i jego prawdziwemu dobru, przeciwko państwu i tym, którzy państwem władają” (Gniezno, 14.04.1966 r.).

Wsłuchując się w głosy współczesnych polityków, ludzi nauki i kultury, dziennikarzy i publicystów, osób odpowiedzialnych za wychowanie młodego pokolenia, należy przypomnieć jakże aktualne dzisiaj słowa wielkiego Ojca Narodu, które mogą stać się przesłaniem kierowanym do każdego z nas. „Jesteśmy przekonani – mówił prymas Stefan Wyszyński – że lepiej jest, gdy Naród wierzy, niż gdyby nie wierzył, że umacnianie wiary bardziej służy jedności Narodu, aniżeli jej niszczenie. (…) Umacnianie w Narodzie wiary w Boga Jedynego i Żywego dobrze Polsce służy. Sami oceńcie, co lepiej służy Narodowi: czy to, że jest zjednoczony w imię Boga Żywego, czy to, że jest bez Boga w sercu?” (Gdańsk, 18.01.1959 r.).

Trwając w oczekiwaniu na beatyfikację wiernego i oddanego Chrystusowi Pasterza, nie ustawajmy w pogłębianiu naszej wiary. Wracajmy do naszych korzeni, do chrztu świętego, który uczynił nas dziećmi Bożymi i dał nam nowe życie w Chrystusie. Bądźmy też wyrazicielami głębokiej wdzięczności wobec Boga za wkrótce błogosławionego Stefana Wyszyńskiego, który w naszych czasach staje się przykładem świadka Chrystusowej Ewangelii, uczy wiernego trwania pod Jego krzyżem i jest ojcem, który otuchą krzepi ludzkie serca.

Niech czas, poprzedzający dzień beatyfikacji Czcigodnego Sługi Bożego kardynała Stefana Wyszyńskiego, stanie się dla wszystkich okazją do przypomnienia sobie jego nauczania. Niech przez modlitwę przygotuje nas i sprawi, abyśmy odpowiadając na nasze powołanie, stawali się w tym świecie solą ziemi i światłem świata, którzy – jak wzywa nas papież Franciszek – będą dawać innym „wyraźne świadectwo o zbawczej miłości Pana” (por. EG 121). Na owocne przeżycie duchowego przygotowania do beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia wszystkim z serca błogosławię.

+ Wojciech Polak
Arcybiskup Metropolita Gnieźnieński
Prymas Polski

źródło: Episkopat Polski: https://episkopat.pl/abp-polak-kard-w-i-na-nasze-czasy-2/

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Jak SB Prymasa Tysiąclecia aresztowało

Był późny, piątkowy wieczór 25 września 1953 r. gdy do bramy Domu Arcybiskupów Warszawskich przy ul. Miodowej zapukali smutni „panowie w ceratach”. Dziś mija 66 lat od dnia uwięzienia kard. Stefana Wyszyńskiego przez władze komunistyczne.

Decyzja o uwięzieniu Prymasa Polski zapadła dzień wcześniej na posiedzeniu PRL-owskiego rządu. Prezydium rządu wydało uchwałę “O środkach zapobiegających dalszemu nadużywaniu funkcji pełnionych przez ks. arcybiskupa Stefana Wyszyńskiego”. Zawierała ona decyzję, że Prymas ma opuścić Warszawę i zamieszkać w wyznaczonym klasztorze bez prawa jego opuszczania aż do nowego zarządzenia władz.

Akcją aresztowania Prymasa kierował płk Karol Więckowski, dyrektor Departamentu XI Ministerstwa Bezpieczeństwa Narodowego, wzięło w niej udział 50 funkcjonariuszy SB. Wbrew planom, akcja rozpoczęła się po godzinie 21.45, gdyż dopiero wówczas kard. Wyszyński wyszedł z kościoła akademickiego św. Anny i dotarł na ul. Miodową około godziny 22.

Prymas szczegółowo ją zrelacjonował w swoich osobistych notatkach opublikowanych potem jako “Zapiski więzienne”. 

“Ci panowie chcieli strzelać”

“Usłyszałem kroki skierowane do mego mieszkania. Przyszedł ksiądz Goździewicz. Melduje, że jacyś panowie przyszli z listem od ministra Bidy do biskupa Baraniaka i proszą o otwarcie bramy. Wyraziłem zdziwienie: „O tej porze? Tknięty przeczuciem, wstałem i ubrałem się. Istotnie, w bramie stało kilka osób i mocno szturmowało klamkę.” – notował kard. Wyszyński.

Zszedł na dół, gdzie już funkcjonariusze prowadzili biskupa Baraniaka. Kazał otworzyć im bramę domu. 

– Ci panowie chcieli strzelać – mówi biskup Baraniak.

– Szkoda. Wiedzielibyśmy, że to napad, a tak to nie wiemy, co sądzić o tym nocnym najściu – mówi Prymas.

W pewnym momencie pies Baca, zamieszkujący w Domu Arcybiskupów, rzuca się na jednego z funkcjonariuszy i rani go w nogę. – Jest zdrowy! – zapewnia rannego Prymas i jednocześnie prosi posługującą siostrę o jodynę do opatrzenia rany. 

Czytałem, ale nie przyjmuję do wiadomości

Wszyscy przechodzą do Sali Papieży. “Jeden z przybyłych wystąpił oficjalnie z wymówką, że Władzy państwowej nie otwiera się drzwi. Wyjaśniłem – pisze prymas – że dotąd jeszcze nie wiem, czy mam przed sobą przedstawicieli władzy, czy napad. Żyjemy tu na pustkowiu, wśród ruin i gruzów, i dlatego w nocy nikogo nie wpuszczamy. Tym bardziej, że ci panowie „w bramie” zaczęli od kłamstwa. Wreszcie wszystko się wyjaśniło. Jeden z panów zdjął palto, wyjął z teki list i otworzywszy – podał papier, zawierający decyzję Rządu z dnia wczorajszego. Mocą tej decyzji mam natychmiast być usunięty z miasta. (…) Prosił, bym to przyjął do wiadomości i podpisał. Oświadczyłem, że do wiadomości tego przyjąć nie mogę, gdyż w decyzji nie widzę podstaw prawnych”. Prymas jednak zgadza się napisać na dokumencie, że go czytał, ale zaznacza, że domu dobrowolnie nie opuści. 

Funkcjonariusze wydają polecenie, aby spakował osobiste rzeczy. Kardynał odmawia. Funkcjonariusze zaczynają się denerwować. Namawiają posługującą tu siostrę, by ona przekonała Prymasa do spakowania. Ten jej odpowiada: Siostro, nic nie zabieram. Ubogi przyszedłem do tego domu i ubogi stąd wyjdę. Siostra składała ślub ubóstwa i wie, co on znaczy.

Ostatnie spojrzenie na Matkę

Zamiast się pakować Prymas idzie do pracowni, gdzie porządkuje książki. Wreszcie jeden z panów proponuje, by przeszli do gabinetu przyjęć. Przechodzą na drugą stronę domu. Tam kardynał porządkuje dokumenty, podpisuje nowe, które mu wcześniej zostawiono. Po skończeniu pracy bierze różaniec i brewiarz i – meldując to pilnującym go osobnikom – przechodzi do kaplicy, by “spojrzeć na tabernakulum i moją Matkę Bożą w witrażu”.

Podają mu kapelusz i płaszcz. Ponownie protestując przeciwko uprowadzeniu go – kardynał schodzi z funkcjonariuszami do samochodu. 

Pomimo późnej pory Prymas dokładnie śledzi trasę przejazdu samochodów wiozących go w nieznanym kierunku. Zwraca uwagę, jakim mostem przejeżdżają przez Wisłę, jakie po wyjeździe z Warszawy mijają miejscowości. Czuwa. 

“Widniało, gdy zatrzymaliśmy się na północnym przedmieściu Grudziądza – notuje Prymas. Po krótkim postoju zawróciliśmy w kierunku Jabłonowa. Ludzie dążyli do pracy. Przyjechaliśmy z powrotem do Rywałdu. Było to miejsce mojego przeznaczenia. Wjechaliśmy w puste podwórze gospodarcze klasztoru Ojców Kapucynów. Dość długo czekałem w wozie, zanim „pan w ceracie” zaprosił mnie do wnętrza brzydkiego budynku. Wprowadzono mnie do pokoju na pierwszym piętrze. Oświadczono mi, że to jest miejsce mego pobytu, że nie należy wyglądać oknem. 

Właśnie wtedy, na ręce rozmawiającego z nim funkcjonariusza, kard. Wyszyński, składa ostatni tego dnia protest.

Protestuję!

“Protestuję – mówi funkcjonariuszowi kardynał – przeciwko gwałtowi, przeciwko sposobom postępowania z obywatelem, którego państwo mogło dosięgnąć w inny sposób, zgodny z Konstytucją. Protestuję przeciwko uniemożliwieniu mi sprawowania rządów nad diecezjami gnieźnieńską i warszawską. Protestuję przeciwko pogwałceniu jurysdykcji Stolicy świętej, którą wykonywałem na mocy uprawnień specjalnych. Oświadczam, że czyn dokonany przez Rząd jest bardzo szkodliwy dla Rządu, gdyż spowoduje ataki radia i prasy zagranicznej. Protestuję przeciwko zakazowi spoglądania przez okno.”

Gdy trafia do wyznaczonej mu celi spostrzega “pierwszy przyjazny głos” – obrazek z Matką Bożą i napisem “Matko Boża Rywałdzka, pociesz strapionych”. 

Dzieje się coś właściwego

W tym momencie w swoich notatkach kardynał przestaje relacjonować bieżące zdarzenia, wymiany zdań, atmosferę. Zanurza się w duchowej refleksji nad swoją sytuacją. Notuje:

“Przecież stało się to, czym tyle razy mi grożono: cierpieć zniewagę dla Imienia Jezusa. Lękałem się, że już nie będę miał udziału w tym zaszczycie, którego doznali wszyscy moi koledzy z ławy seminaryjnej. Wszyscy oni przeszli przez obozy koncentracyjne i więzienia. Większość z nich oddała tam swe życie; kilku wróciło w stanie inwalidztwa, jeden umarł po odbyciu więzienia polskiego. Byłoby coś niedojrzałego w tym, gdybym ja nie zaznał więzienia. Dzieje się więc coś bardzo właściwego; nie mogę mieć żalu do nikogo. Chrystus nazwał Judasza „przyjacielem”. Nie mogę mieć żalu do tych panów, którzy mnie otaczają i byli dla mnie dość grzeczni. Oni mi przecież pomagają do dzieła, którego nieuchronność od dawna była oczywista dla wszystkich. Muszę doceniać to, co mnie od tych ludzi spotyka” – tymi słowami Prymas kończy swoje notatki z dnia uwięzienia. 

Nie wyrzekłbym się tych lat

W internowaniu spędził 3 lata pomiędzy 25 września 1953 – 28 października 1956, najpierw przebywając 2 tygodnie w Rywałdzie, potem rok w Stoczku Klasztornym, rok w Prudniku i rok w Komańczy. W tym czasie przygotował Jasnogórskie Śluby Narodu oraz dziewięcioletni program Wielkiej Nowenny przed obchodami Milenium Chrztu Polski.

Na miesiąc przed uwolnieniem, gdy wiedział już że jego uwolnienie jest już tylko kwestią czasu, Prymas zanotował w swoim dzienniku „Pro memoria”: „Nigdy nie wyrzekłbym się tych trzech lat i takich trzech lat z curiculum mego życia. Jednak lepiej, że upłynęły one w więzieniu, niżby miały upłynąć na Miodowej. Lepiej dla chwały Bożej, dla pozycji Kościoła Powszechnego w świecie – jako stróża prawdy i wolności sumień; lepiej dla Kościoła w Polsce i lepiej dla pozycji mojego Narodu; lepiej dla moich diecezji i dla wzmocnienia postawy duchowieństwa. A już na pewno lepiej dla dobra mej duszy. Ten wniosek zamykam dziś, w godzinie mego aresztowania, swoim Te Deum i Magnificat”.

***

Na podstawie materiałów prasowych Archidiecezji Warszawskiej oraz “Zapisków Więziennych”, wyd. Apostolicum 1995. 

źródło: Artykuł z 25.09.2019 Stacja7.pl https://stacja7.pl/kardynal-stefan-wyszynski/jak-sb-prymasa-tysiaclecia-aresztowalo/

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Magiczna liczba

Szanowni Państwo!

   Są dwa zasadniczo odmienne sposoby zdobywania majątku – ciężką pracą, lub rozbojem. Polacy od wieków preferowali ten pierwszy sposób, a nasi sąsiedzi ten drugi. Bóg jeden wie jak nam, Polakom udawało się przetrwać te wszystkie wyniszczające wojny, ciągle rozboje i totalny rabunek. Może zawdzięczamy to hołdowanym wartościom wyższym niż „mamona”? Wartości muszą się jednak przejawiać w działaniu, a bez majątku nie da się zdobyć, ani utrzymać odpowiedniego prestiżu i koło się zamyka.

     Przed nami znowu trudny czas. Rosja z Izraelem, przy tradycyjnym wsparciu Niemiec i Francji znowu szyją nam buty. Jawne zakłamywanie historii najnowszej nie ma na celu zwykłej chęci dokuczenia nam. Chodzi o kolejną, totalną grabież na mocy aktu 447 Just. Oni próbują przekonać Świat, że Polacy ponoszą winę za wszelkie zło, jakie się działo i nadal dzieje. W obliczu takiego straszliwego wroga cel uświęca środki. Mienie bezdziedziczne w całym cywilizowanym świecie przechodzi na rzecz skarbu państwa kraju, w którym się znajduje. Zrobienie wyjątku na rzecz organizacji żydowskich w Polsce zostanie zaakceptowane i nikt nie kiwnie palcem. Prawa należy przestrzegać, ale przecież nie w wypadku narodu ponoszącego winę za wszelkie nieszczęścia dwudziestego wieku!

    „A imię jego czterdzieści i cztery”, do czego dodajmy jeszcze siódemkę i otrzymamy kolejny numer niniejszego felietonu.

Pozdrawiam i do następnej soboty,


Małgorzata Todd

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Bój to jest ich ostatni!

Od początku działalności klubów „Gazety Polskiej” jednym z głównych tematów spotkań jest sytuacja w sądownictwie. Zawsze wśród uczestników spotkania, niezależnie od tematu rozmowy, znajdzie się ktoś, kto szukając pomocy i zrozumienia, dzieli się swoimi problemami z wymiarem sprawiedliwości. Do biura klubów przychodzą odręcznie pisane listy, w których nierzadko na kilkunastu stronach ludzie opisują tragedie, jakie przeżyli oni i ich bliscy z powodu niesprawiedliwych i krzywdzących wyroków sądowych. W tych listach, pisanych czasami ręką seniora, ludzie proszą o sprawiedliwość, której od lat domagają się od instytucji państwa. Tej pomocy szukają wśród dziennikarzy i organizacji pozarządowych, bo w sądach jej nie znaleźli. Kiedy czyta się te listy, słucha się opowieści, człowiek zaczyna sobie zadawać pytanie: w jakim kraju my żyjemy? Dopiero teraz, po kilkudziesięciu latach wolnej Polski próbuje się dokonać reformy sądownictwa. Zmian, na które czeka kolejne pokolenie Polaków, które kiedyś uwierzyło, że żyje w suwerennym i wolnym kraju. Spotkajmy się w sobotę 8 lutego przed Trybunałem Konstytucyjnym i wykrzyczmy kaście sądowniczej w twarz: „wasz czas dobiegł końca!”.

Kapuściński Ryszard

źródło: KGP

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

„Rozgnieść tę gnidę można tylko przed sądem, jeśli nie chce się ubrudzić rąk.”


Panie Hubercie! Gnidy należy rozgniatać, żeby smród się nie roznosił. Ma Pan do czynienia z wyjątkowo odrażającą gnidą i możnaby ją zignorować żeby się nie ubrudzić. Jednak rozgnieść tę gnidę można tylko przed sądem, jeśli nie chce się ubrudzić rąk.
Życzę powodzenia i odporności psychicznej, pozdrawiam, jeden z tych 65 tysięcy (pisownia oryginalna)


Taką wypowiedź Wiesław Augustynowicz pozostawił pod filmem na profilu Huberta Maślanki skierowanym do Jerzego Jachnika. Zastanawia ton, agresja i język – choćby słowo gnida, które zostało użyte trzy razy. Nie jest to jedyna obelga w tych kilku krótkich zdaniach. Szczególnie jednak zdumiewa treść zawarta w tym ataku. Co oznacza owo „brudzenie rąk”? Czy jest to tylko niekontrolowany wybuch nienawiści? Co mogłoby się wydarzyć, gdyby ten sędziwy już człowiek o bogatej karierze politycznej i równie ciekawej historii własnej rodziny, wypowiedział te słowa w okresie PRL? Powodem tak nerwowej reakcji stała się dyskusja między panem Jerzym Jachnikiem, posłem 8. kadencji na Sejm RP a kandydatem na senatora Hubertem Maślanką. W wyniku tej wymiany zdań Hubert Maślanka przyznał, że jego ojciec był oficerem Służby Bezpieczeństwa:

Tak, mój tata był oficerem Służby Bezpieczeństwa. (…)
Nie był złym człowiekiem. Dla mnie jako dziecka, źli jawili się głównie Ci, którzy do niego przychodzili – ludzie, którzy dla paszportu czy kilku prezentów z zachodu sprzedawali swoich sąsiadów, kolegów, czasami rodzinę.
Ja Panie Jachnik wiem doskonale, co reżim komunistyczny robił ze „swoimi” ludźmi, jak ich szkolił, jak tresował (sic!), jak przetrzebiał umysły, niestety uczył również jak walczyć i jak niszczyć. Wiem, bo cała moja rodzina tego doświadczała. Myśli Pan, że u mnie w rodzinie były pieniądze, były pomarańcze, że były jakieś profity? … to niech Pan tak dalej myśli (…)

Z tej wypowiedzi można wnioskować, że Hubert Maślanka nie uważa się za beneficjenta systemu komunistycznego, co więcej – być może w jakimś stopniu odczuł jego negatywne skutki. Co jednak mogą mieć do powiedzenia ludzie, którzy doświadczyli służbowej działalności jego ojca? Przytoczymy fragment prośby o przepustkę internowanego na okres świąt Bożego Narodzenia:


Matka moja … będąc świadkiem internowania mojego męża doznała silnego szoku nerwowego który doprowadził do choroby psychicznej, w skutek czego przebywa aktualnie w szpitalu dla psychicznie chorych w Krakowie Kobierzynie. W chwilach świadomości Matka usilnie prosi o umożliwienie jej zobaczenia zięcia i z tego powodu uważam, że wizyta mego męża u Matki wpłynie dodatnio na stan zdrowotny chorej. Sytuacja moja w chwili obecnej jest bardzo ciężka. Mając dwoje dzieci, najmłodszy 4 lata, częste konieczne wyjazdy do szpitala do Matki, brak pomocy domowej, tak że wszystko wpływa ujemnie na moje zdrowie psychiczne i fizyczne wskutek czego często choruję. Dodatkowo przytłacza mnie widok smutku i tęsknoty moich dzieci za ojcem a szczególnie tego 4 letniego synka…

Prośba została zaopiniowana negatywnie przez ojca Huberta Maślanki, którego rozłąka rodziny internowanego najwyraźniej nie wzruszyła.  Skoro więc – jak dowiadujemy się z coming outu – nie był on złym człowiekiem,  gdzie kandydat Koalicji Obywatelskiej doszukuje się prawdziwego zła? Kim byli ” ludzie, którzy dla paszportu czy kilku prezentów z zachodu sprzedawali swoich sąsiadów, kolegów, czasami rodzinę”? Wiesław Augustynowicz w swoim życiorysie zapisał wiele wyjazdów zagranicznych. Czy mógł należeć do tej grupy? Raczej nie, ponieważ cieszył się zaufaniem Służb Bezpieczeństwa i raczej nie musiał o nie zabiegać:

Odpowiadając na pismo z dn. 20.08.1976r. uprzejmie informuję, że Komenda Wojewódzka Milicji Obywatelskiej nie wnosi zastrzeżeń w sprawie upoważnienia Ob. Wiesława Augustynowicza do prowadzenia prac tajnych i obronnych stanowiących tajemnicę państwową i służbową.

Wiesław Augustynowicz pracował w wielu zakładach na stanowiskach kierowniczych m.in. jako zastępca dyrektora Odlewni Żeliwa w Węgierskiej Górce, aktywny członek PZPR. Wyjeżdżał służbowo do krajów byłego bloku wschodniego oraz do państw Bliskiego Wschodu takich jak Pakistan i Egipt. Przypomnijmy, że w centralach handlu zagranicznego funkcjonariusze służb specjalnych PRL zbierali kapitał, który wykorzystali po 1989 roku. W PTHZ Varimex, z którą związany był  Wiesław Augustynowicz, działał TW „Marta” – tajny współpracownik SB. CHZ-y na przełomie lat 80. i 90. stały się również elementem procesu uwłaszczania nomenklatury PZPR i osób związanych z tajnymi służbami PRL.

Wiesława Augustynowicza łączą też bliskie związki rodzinne z Adolfem Bielem, działaczem Komunistycznej Partii Polski, PPR i PZPR, który w roku 1946 brał czynny udział w zwalczaniu podziemia niepodległościowego na Żywiecczyźnie.

Z kolei ojciec Wiesława Augustynowicza aktywnie działał w Stowarzyszeniu PAX. Stowarzyszenie PAX było jedną z organizacji katolików świeckich w PRL, której działalność trudno jednoznacznie ocenić. PAX nazywany był państwem w państwie i największym prywatnym imperium gospodarczym na wschód od Łaby. Grupa Piaseckiego będąc członkiem Frontu Jedności Narodu i posiadając swą reprezentację w Sejmie, legitymizowała działania władz, ale też starała się „ugrać coś dla siebie”.  PAX służył komunistom do rozbijania od środka Kościoła katolickiego w Polsce. W latach stalinizmu Piasecki (prezes Stowarzyszenia) odgrywał rolę agenta wpływu. W czasie nasilonych represji wobec Kościoła wielokrotnie namawiał prymasa Stefana Wyszyńskiego do ustępstw wobec komunistów i do podporządkowania się ich żądaniom. W latach 80-tych funkcję prezesa organizacji pełnił Zenon Komender –  ówczesny zastępca przewodniczącego Rady Państwa, członek Prezydium Tymczasowej Rady Krajowej Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, w 1983 wybrany na wiceprzewodniczącego Krajowej Rady Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.

W swoich licznych wpisach Hubert Maślanka swobodnym językiem, pełnym wyszukanych przenośni, dokonuje wielu spostrzeżeń i luźnych konkluzji. Ostatnio podzielił polskie społeczeństwo na pasażerów pociągu – pierwszej i drugiej klasy oraz ludzi kierujących pociągiem.

PiS w reformowaniu sądownictwa przypomina pasażera, który uciuławszy drobne na bilet drugiej klasy, wsiadł do pierwszej, po czym stwierdził, że mając bilet, ma również prawo wejść do lokomotywy, zatrzymać pociąg i zmienić kierunek jazdy.
To nic, że w środku siedzą inni podróżnini (podróżni – przypisek RD). Ów pasażer wie, że oni są pochłonięci podrożą, wpatrzeni w smartfony, w ciepłym (jeszcze) wagonie, wciąż są przekonani, że ich pociąg jedzie w dobrym kierunku.

Nie mamy złudzeń, że kandydat do senatu wysoko ceni swoich przeciwników politycznych.

A moglibyśmy jednak mieć jakiś cień wątpliwości pamiętając hrabiego Zamoyskiego, który podróżował nawet trzecią klasą pociągu (bo nie było czwartej). Dosyć zagadkowo wygląda grupa pasażerów pierwszej klasy (którzy nie musieli zbierać drobnych na bilet) oraz – domniemane gremium kierujące pociągiem. Kogo można wytypować do tej grupy? Czy przynależność do niej jest zarezerwowana wyłącznie dla protestujących przed sądami?

O ile nie ma jednoznacznej odpowiedzi na postawione pytania, to jednak można być pewnym pełnego zrozumienia pomiędzy Hubertem Maślanką a Wiesławem Augustynowiczem o czym świadczy odpowiedź Huberta Maślanki na cytowany przez nas komentarz:

Panie Wiesławie, nie mogę dać lajka, bo nie daję, kiedy się pojawiają zbyt moce słowa. Niemniej dziękuję za Pana słowa, a język rozumiem.

Napisano wOgólnieKomentarzy (1)

Ale numer!

Szanowni Państwo!

    Królowa Bona uciekła. Takim stwierdzeniem drwiono sobie w dawnej Polsce z nieświeżych  „niusów”. Ciągłe powtarzanie tego samego, na obojętnie jaki temat, staje się po pewnym czasie nieznośne, nawet dla wytrawnych widzów. TVP najwyraźniej tego nie zauważa. O „Sylwestrze marzeń” słyszymy od pół roku i czeka nas następne półrocze pod tytułem: Ach cóż to był za sylwester! Taki stały numer repertuaru. Pozostają jeszcze gwarantowane lapsusy Totalnej Opozycji, które są nie do wyczerpania. Ale czy rzeczywiście nic ciekawszego w Polsce, Europie czy na Świecie się nie dzieje?

     Może warto zatem uciec w fikcję literacką, jaką są seriale? Niestety, to raczej ucieczka z deszczu pod rynnę. Niezawisła kasta, tym razem  „artystów”, nie dopuści żadnych autsajderów, którzy mogliby zagrozić jej monopolowi. Wewnętrzny casting też czuwa nas tym, żeby nie wychylił się ktoś utalentowany, kto mógłby popsuć interesy pozostałym.

    TVP zdaje się przodować nowej fali polegającej na produkcji seriali pozbawionych scenariuszy. Po co komu przemyślna intryga, której nikt, a już na pewno sami twórcy, nie są w stanie intelektualnie ogarnąć? Jak sypnie się groszem, to krawcowa uszyje jakiś ładny kostium, albo można polecieć na koniec świata w poszukiwaniu odpowiedniego pleneru. To powinno zaspokoić gust widza.

     A może nie doceniamy przebiegłości przewodniej roli niegdysiejszej partii? Może taki „Młody Piłsudski” spełnia właśnie powierzone mu zadanie polegające na wzbudzeniu niechęci do tej ważnej postaci historycznej? Postać filmowa żywcem wzięta z naszych czasów. Nadąsany młodzieniec, przeskakujący z łóżka do łóżka, plecie jakieś dyrdymały, albo milczy wymownie nie wiadomo na jaki temat. Nie ma najmniejszego pojęcia na przykład o etykiecie. Nie wie oczywiście, bo i skąd,  że przedstawiając sobie dwie osoby to kobiecie przedstawia się najpierw mężczyznę, nie odwrotnie. A zwracając się do nowo poznanego Romana Dmowskiego per „panie Romanie” byłoby w tamtych czasach obraźliwą poufałością. No cóż. przywilej to parweniusza.

     Wracając do naszych czasów, proszę uprzejmie zauważyć, że piszę do Państwa po raz czterysta czterdziesty czwarty, ot taki ładny numer na rozpoczęcie nowego roku.

Pozdrawiam i do następnej soboty,
Małgorzata Todd

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Funkcjonariusz ZOMO skazany! Weterani osądzili zbrodniarza komunistycznego poza procesem

Wczoraj Sąd Okręgowy w Katowicach skazał na 3,5 roku więzienia byłego członka plutonu specjalnego ZOMO oskarżonego o strzelanie 16 grudnia 1981 roku do górników pod KWK „Wujek”. Na ogłoszeniu wyroku w 38. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego pojawili się ówcześni działacze NSZZ „Solidarność”, Niezależnego Zrzeszania Studentów oraz Konfederacji Polski Niepodległej.

Blisko trzy dekady oczekiwania na sprawiedliwość doprowadziły do emocjonalnej reakcji zebranych trzymających banery z hasłem: „Ukarać sędziów zbrodniarzy Iwulski, Kryże, Zapała”. Sędzia orzekający w sprawie Romana S. nie wytrzymał presji społecznej i opuścił posiedzenie.

Pokazowo zrealizowaliśmy w praktyce art. 182. Konstytucji RP i przeprowadziliśmy na sali sądowej symboliczny proces zbrodniarza z udziałem sformowanej ławy przysięgłych, obrońcy i oskarżyciela. Chcemy bowiem szerszego oraz realnego udziału Polaków w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, a nie istnie królewskich, absolutnych rządów „nadzwyczajnej kasty” opartej przecież nadal na sędziach powołanych za czasów Jaruzelskiego. Skalę ich udziału w wymiarze sprawiedliwości trzy dekady po upadku komuny ujawnił niedawno sędzia Sądu Najwyższego prof. Kamil Zaradkiewicz. Czas zatem powiedzieć dosyć cyrku komunistycznych złogów w wymiarze sprawiedliwości”

– mówi NGO Adam Słomka.

W wyniku działań aparatu represji PRL, tajnych szyfrogramów Czesława Kiszczaka do oddziałów milicji zezwalającej na użycie ostrej amunicji, śmierć poniosło 9 osób, a 21 doznało obrażeń ciała. ZOMO-wiec Roman S. miał osobny proces, ponieważ przez lata był ścigany Europejskim Nakazem Aresztowania. Został zatrzymany 17 maja w Chorwacji. Władze tego kraju wydały go polskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

Demonstranci odmówili opuszczenia sali skandując m.in. „Dość bezprawia”, „Precz z komuną” i śpiewając „Rotę”. Słychać było odgłosy wniesionych na salę trąbek.

Udział Polaków w sprawowaniu sprawiedliwości na podstawie art. 182. Ustawy zasadniczej – o czym wspomniał Adam Słomka w rozmowie z NGO – był już przedmiotem szerszych rozważań. W maju 2017 roku były przewodniczący KRS sędzia Dariusz Zawistowski stwierdził w czasie konferencji p.t. „Udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości”, że obecnie udział ławników w orzekaniu jest szczątkowy.

– Ten system powinien być unowocześniony – powiedział wówczas sędzia Zawistowski. – Pojawiają się więc koncepcje utworzenia sędziów pokoju, ławy przysięgłych lub sędziów-specjalistów w wydziałach gospodarczych sądów – dodał.

Udział czynnika społecznego to kwestia nie tylko wizerunkowa, ale także konstytucyjna – przyznawali uczestnicy tej konferencji. O wymogach konstytucyjnych w tym obszarze mówił dr hab. Marcin Wiącek, Uniwersytet Warszawski Katedra Prawa Konstytucyjnego. Na pytanie, czy art. 182 Konstytucji wprowadza obowiązek ustawodawcy wprowadzenia mechanizmów udziału obywateli w wymiarze sprawiedliwości, czy to jest tylko upoważnienie, dr Więcek odpowiedział:

Moim zdaniem z art. 182 ustawy zasadniczej wynika obowiązek wprowadzenia form udziału obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości. Obecny model udziału obywateli w sprawowaniu sprawiedliwości jest niedoskonały”

– podsumował dr Wiącek.

Udział Polaków w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości to dzisiaj fikcja. Trzeba przeprowadzić realną lustrację i dekomunizację wymiaru sprawiedliwości. Tacy komunistyczni zbrodniarze jak Kryże czy Iwulski muszą zostać skutecznie usunięci na śmietnik historii. To nieprawda, co opowiada w TVN-ie czy Polsacie prezes Małgorzata Gersdorf, że sędziowie w stanie wojennym musieli nas skazywać, bo na przykład byli w PZPR. Po wprowadzeniu zbrodniczego stanu wojennego w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku legitymacją partyjną rzuciło wielu sędziów – chociażby w Opolu. Wielu odmówiło sądzenia opozycjonistów. Niemniej do dzisiaj żaden sędzia skazujący członków Solidarności, NZS, Solidarności Walczącej, KPN, Solidarności Rolników Indywidualnych ,itd. nie poniósł żadnej odpowiedzialności. Nadal pobierają z naszej kieszeni miliony złotych – z kieszeni również swoich ofiar. Żaden prokurator stanu wojennego nie poniósł odpowiedzialności. Mało tego, żyją jeszcze sędziowie wydający wyroki śmierci na patriotów – w tym wykonane. Dziś katowicki sąd skazuje ZOMO-wca na 3,5 roku więzienia za śmierć 9 osób, setki rannych. To jest groteska. Wyrok jak za kradzież roweru Dlatego potrzebujemy ław przysięgłych, które funkcjonowały w II RP i sprawdzają się w Anglii czy w USA”

– konkluduje nam Adam Słomka.

Lider KPN-Niezłomni wystąpił też w obszernym wywiadzie wRealu24. Obrazowo opisał smutny czas stanu wojennego i postawę środowiska sędziowskiego kiedyś i dziś. Warto obejrzeć ten program oraz samodzielnie wysnuć również opinię na temat tego, czy 3,5 roku więzienia dla Romana S. jest karą adekwatną do skali jego zbrodni …

źródło: NGO

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Godzina 0.00 czyli wprowadzenie stanu wojennego w Żywcu

W rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce wychodzą nowe informacje o pochodzeniu Huberta Maślanki – kandydata Koalicji Obywatelskiej na senatora RP.

Kolejna rocznica ogłoszenia stanu wojennego znów staje się okazją do przypomnienia tego tragicznego wydarzenia. Podobnych rocznic jest wiele. Każda tworzy wspólną pamięć, która jest jedną z najważniejszych składowych narodowej tożsamości. Stosunek do historii jest elementem sporu, który przebiega w poprzek podziałów politycznych, relacji towarzyskich i rodzinnych. Dla wielu osób najlepszym wyjściem wydaje się całkowita amnezja historyczna, która ma gwarantować ucieczkę od jałowych konfliktów i konstruktywne skupienie się na wyzwaniach dnia codziennego, których przecież nie brakuje. Nie zamierzamy zajmować stanowiska w tej dyskusji. Chcielibyśmy jedynie przybliżyć historię, na którą nie ma miejsca w podręcznikach. Jest to historia wielu ludzi uwikłanych w te wydarzenia, która mogła powtórzyć się w przypadku każdego szeregowego działacza solidarności, który w tamtych czasach, poddawany presji totalitarnego systemu, musiał sprostać swojej roli godząc to z odpowiedzialnością za los swoich najbliższych.

Sobotni wieczór 12 grudnia 1981r dla wielu rodzin był okazją do odpoczynku przed pracą, być może również kolejną przedświąteczną krzątaniną, która polegała między innymi na staniu w „kilometrowych” kolejkach po podstawowe produkty. Nikt jednak nie przewidywał, że punktualnie o północy z dwunastego na trzynastego grudnia do drzwi mieszkania zastukają funkcjonariusze MO, którzy, „z uwagi na niecierpiącą zwłoki sytuację” zażądają otwarcia drzwi pod rygorem ich wyważenia. Chodziło rzecz jasna o nakaz zatrzymania i doprowadzenia przez komendanta wojewódzkiego MO w Bielsku Białej.

Po wykonaniu powyższych nakazów zatrzymani trafiali do ośrodków odosobnienia pozostawiając swoje rodziny w niepewności co do dalszych losów. Bardzo trudno jest wyobrazić sobie reakcję najbliższych – świadków internowania. Często dochodziło do rodzinnych tragedii, które potęgowała nieobecność tej osoby. Przywołajmy fragment prośby o czasowe zwolnienie internowanego:

„Mając na uwadze zdrowie mojej Matki, dzieci i moje proszę gorąco i serdecznie Ob. Komendanta o umożliwienie mojemu mężowi przyjazdu przynajmniej na kilka dni do domu ponieważ mam nadzieję, że w tym przypadku sytuacja w domu poprawi się i rozładuje się przykra atmosfera smutku i przygnębienia”

W przypadku powyższego wniosku osobami odpowiedzialnymi za wydanie decyzji byli Komendant Wojewódzki MO ppłk. mgr Jerzy Benbenek oraz ppor. J. Maślanka. Decyzja ta była negatywna.

„Internowany dnia 13.12.1981 r. początkowo do ośrodka w Jastrzębiu a następnie w Łupkowie. W czasie pobytu w ośrodku odosobnienia w Łupkowie daje się poznać jako osoba radykalna stojąca na stanowisku nieustępliwości „Solidarności” wobec uzyskanych przez ten związek ustępstw. Nowo przybyłe osoby sprawdza pod kątem ewentualnej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Stoi na stanowisku ogłoszenia strajku generalnego z chwilą opuszczenia ośrodka internowania.”

W opinii, oprócz podpisów i pieczątek Komendanta MO i podporucznika Maślanki, widoczna jest odręczna adnotacja następującej treści:

„W związku z jego postawą proponuję nie udzielać przepustki wyżej wymienionemu.”

Występujący w przedstawionej historii Józef Maślanka jest prywatnie ojcem Huberta Maślanki kandydata na senatora z ramienia Koalicji Obywatelskiej i członka Amnesty International.

źródło: IPN

zdjęcie: https://natemat.pl/127085,internowanie-w-stanie-wojennym-co-kto-gdzie-i-jak – Internowani w więzieniu w Białołęce – IPN

Napisano wOgólnieKomentarzy (1)

Wolność i Krzyż

Lęk jest właściwym źródłem zniewolenia. Człowiek staje się niewolnikiem, gdy ze strachu poddaje się kłamstwu, gdy nie ma odwagi dać świadectwa prawdzie. Z tego wynika, że droga do wolności prowadzi przez przezwyciężenie lęku!

Problem przezwyciężeniu lęku jest centralnym problemem wyzwolenia! Słuszne jest stwierdzenie, że prawda wyzwala, ale trzeba dodać: samo intelektualne poznanie prawdy jeszcze nie wyzwala, ale dopiero prawda uznana, zaakceptowana w życiu, prawda wyznana, zaświadczona.

Z drugiej strony poznanie prawdy, połączone z niemożnością jej wyznania, stwarza właśnie sytuację zniewolenia. Chrystus mówi w kontekście cytowanego powyżej zdania: „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8, 31-32). „Trwać” – „być uczniem” oznacza właśnie postępować zgodnie z prawdą, wprowadzać ją w życie. Być wolnym oznacza więc mieć odwagę prawdy – wyznawania prawdy i życia nią.

W jaki sposób więc można przezwyciężyć lęk, aby stać się wolnym? To jest kluczowe pytanie dla strategii wyzwolenia w walce z totalitarnym systemem. Na to pytanie nasuwa się tylko jedna odpowiedź: trzeba być gotowym do ponoszenia ofiar w imię wartości prawdy. Lęk bowiem jest zawsze lękiem przed ofiarą, cierpieniem, w końcu przed śmiercią. Skoro jednak człowiek zaakceptuje cierpienie, utratę jakiegoś dobra, nawet utratę życia, dla wyższej wartości, jaką dla niego jest Prawda – wtedy przezwycięża w sobie lęk. Akceptacja ofiary w imię prawdy i innych wyższych wartości jest równoznaczna z akceptacją Krzyża! Krzyż Chrystusa jest ostatecznie jedyną gwarancją sensu ofiary. Chrystus postawiony w więzach przed Piłatem wyznał: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18, 37) Powiedział to w obliczu Krzyża i za to świadectwo dane prawdzie został przybity do Krzyża. Czy Chrystus przybity do Krzyża był jako człowiek wolny? Któż by śmiał temu zaprzeczyć? W tajemnicy Krzyża objawia się szczyt wolności człowieka. Człowiek w najwyższym stopniu realizuje swoją wolność, gdy za prawdę oddaje dobrowolnie życie! Dlatego słowo „Martyrium”, dosłownie „świadectwo” związało się w tradycji chrześcijańskiej ze słowem „męczeństwo” oznaczającym najwyższą formę świadectwa – oddanie życia za prawdę.

Tajemnica Krzyża – jako droga do przezwyciężenia lęku – łączy się więc nierozdzielnie z pojęciem wolności człowieka.

Źródło: Ks. Franciszek Blachnicki – fragment książki „Prawda Krzyż Wyzwolenie”

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Related Sites