W 41 rocznicę stanu wojennego

Wprowadzając przed 41 laty stan wojenny gen. Jaruzelski wydał wojnę własnemu narodowi, by zabezpieczyć wpływy, profity i władzę komunistom, wypełniając przy tym solennie zalecenia swoich mocodawców z Kremla. A wszystko po to, aby stłumić polskie dążenie do wolności. Stan wojenny spowodował – bezpośrednio lub pośrednio – przeszło 100 ofiar śmiertelnych. Zbrodnia ta wciąż czeka na rozliczenie, chociażby w aspekcie moralnym. Jaruzelski był faktycznym dyktatorem w PRL, pełnił jednocześnie stanowiska: I Sekretarza Komitetu Centralnego PZPR, premiera i ministra obrony narodowej, szefa Komitetu Obrony Kraju, a od 13 grudnia 1981. szefa Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, czyli junty wojskowej odpowiedzialnej za zamach stanu przeprowadzony w imię imperialnych celów Moskwy, którego celem było zniszczenie 10 milionowego ruchu „Solidarności”. Od wielu lat, opinia publiczna dysponuje już dokumentami, świadczącymi o służalczej postawie Jaruzelskiego, obalającymi wszelkie mity o mającej ponoć nastąpić interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Polsce. To nie kto inny, tylko sam Jaruzelski, bojąc się determinacji własnego narodu, błagał marszałka Wiktora Kulikowa, cyt.: „Gdyby demonstracje miały ogarnąć cały kraj, to będziecie musieli nam pomóc. My sami nie damy sobie rady z wielomilionowym tłumem”. Słowa te padły, podczas narady przeprowadzonej w jego gabinecie w nocy z 8 na 9 grudnia 1981., na której zapadła ostateczna decyzja o ogłoszeniu stanu wojennego. Na pytanie marszałka Kulikowa: „Czy mogę złożyć meldunek Breżniewowi, że rozpoczynacie realizacje stanu wojennego w Polsce?”, Jaruzelski odpowiedział twierdząco, dodając: „Tak, ale pod warunkiem udzielenia pomocy przez wasze siły”. Prawda zatem o stanie wojennym, jest bardziej niż brutalna, Breżniew nie musiał i nie chciał interweniować w Polsce (z uwagi na ewentualność ogólnoświatowego kryzysu), posiadał, wszakże do własnej dyspozycji oddane sobie i wierne „polskie” władze komunistyczne, które były wystarczająco silne i zdeterminowane, by pacyfikować i mordować własny naród. Nieco statystykiPrzypomnijmy, wprowadzenia stanu wojennego, rozpoczęło się po północy 13 grudnia 1981 r. Jeszcze tej samej nocy internowano ponad trzy tysiące osób, w tym niemal wszystkich członków Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Władze PRL utworzyły 52 ośrodki internowania i wydały decyzje o internowaniu 9736 osób. W czasie stanu wojennego obowiązywała godzina milicyjna, a na ulicach miast pojawiły się wspólne patrole milicji i wojska, czołgi, transportery opancerzone i wozy bojowe. Wprowadzono też oficjalną cenzurę korespondencji i łączności telefonicznej. Władze zmilitaryzowały najważniejsze instytucje i zakłady pracy, kierując do nich komisarzy wojskowych. Ograniczono też działalność Polskiego Radia i Telewizji Polskiej. Zawieszone zostało również wydawanie prasy, z wyjątkiem dwóch gazet ogólnokrajowych („Trybuny Ludu” i „Żołnierza Wolności”) oraz 16 terenowych dzienników partyjnych. Nie zawahano się, używając sił milicyjnych i wojska do brutalnej pacyfikacji strajkujących zakładów. Wariant siłowy zastosowano w 40 spośród 199 strajkujących w grudniu 1981 r. zakładów pracy. Największe akcje pacyfikacyjne przeprowadzono w Hucie im. Lenina, stoczniach Gdańskiej i Szczecińskiej, Hucie Warszawa, Ursusie, WSK Świdnik, kopalniach Manifest Lipcowy, Wujek, Borynia i Staszic. Najtragiczniejszy przebieg miała akcja w kopalni Wujek, gdzie interweniujący funkcjonariusze ZOMO użyli broni, w wyniku czego zginęło 9 górników, a kilkudziesięciu zostało rannych. Opór społecznyNajważniejszym ośrodkiem oporu społecznego wobec władzy z nadania sowieckiego w Polsce były wtedy duże miasta, z Trójmiastem jako niekwestionowanym bastionem sprzeciwu i oporu na czele. Przecież to tutaj, jakże żywe było wspomnienie Grudnia 1970., działalności opozycyjnej i Wolnych Związków Zawodowych, wielkiego strajku z sierpnia 1980 i powstania „Solidarności”. Dlatego, Stocznię Gdańską trzeba było pacyfikować przy pomocy oddziałów ZOMO aż do 16 grudnia. Port Gdański spacyfikowano dopiero 19 grudnia. 17 grudnia na ulicach Gdańska odbyła się regularna bitwa tysięcy demonstrantów z ZOMO, milicją i wojskiem. Byli ranni, śmierć poniósł 20-letni Antoni Browarczyk. Kolejne rocznice porozumień sierpniowych z 1980., wprowadzenia stanu wojennego, wydarzeń grudniowych z 1970. lub innych rocznic patriotycznych, takich jak 3 Maja lub 11 listopada, były w Trójmieście wspominane poprzez spontaniczne i gwałtowne manifestacje uliczne, podczas których żądano przywrócenia „Solidarności”, ale też coraz częściej dopominano się o niepodległość dla Polski. Doskonale pamiętam atmosferę tamtych dni, opór społeczny na Wybrzeżu był powszechny, obejmował nawet uczniów szkół podstawowych i średnich. Jako niespełna trzynastolatek wydałem wraz z przyjaciółmi pierwszą w życiu odezwę, powielaną przez kalkę na maszynie do pisania, zatytułowaną do „Ludzi dobrej woli” i rozwieszaną następnie, jeszcze w grudniu 1981 na ulicach Gdyni. Założyliśmy w szkole podziemną „Organizację Starej Polski”, jako dzieci gotowi byliśmy walczyć, chociażby poprzez przypinanie oporników do naszych fartuszków lub przepisując ręcznie ulotki lub różnego rodzaju piosenki, jakie do nas docierały, a jakie podtrzymywały wtedy na duchu. Na początku powszechną była wiara w: „byle do wiosny”, potem okazało się jednak, że potrwa to dłużej. W liceum zacząłem działalność w szeregach Federacji Młodzieży Walczącej, była to organizacja działająca głównie na terenie trójmiejskich szkół średnich. Wydawaliśmy coraz bardziej profesjonalne pisma szkolne i o szerszym zasięgu, organizowaliśmy ciche przerwy, koła samokształceniowe, w grudniu przychodziliśmy do szkoły ubrani na czarno. Coraz częściej i coraz bardziej profesjonalnie młodzież z FMW, NZS, WiP czy RSA dokonywała akcji ulotkowych, malowała hasła na murach, organizowała happeningi na ulicach miasta. Z czasem, to właśnie młodzież wzięła na siebie organizację demonstracji i stała się siłą napędową opozycji wobec systemu komunistycznego w Polsce. To młode pokolenie, a nie „starzy, coraz bardziej wypaleni działacze”, zorganizowali strajki 1988. w stoczni, Uniwersytecie Gdańskim i protesty poparcia w szkołach. Było to wspólne dzieło niezależnej młodzieży z Pomorza jako całości, a nie jakieś indywidualnej, jednej organizacji. 33 lata temu młodzi stoczniowcy, studenci i uczniowie, podjęli walkę z reżimem komunistycznym, jako spadkobiercy Kolumbów – nazywając siebie generacją 1988. Ich działania wymykały się wówczas nie tylko spod kontroli komunistycznych władz, ale i podziemnej „Solidarności”. I tego się pewnie jedni i drudzy wystraszyli. Przyspieszając proces przemian demokratycznych w Polsce, ale i łagodząc zarazem proces transformacji wobec nomenklatury i agentury sowieckiej. Rozliczenie mrocznej przeszłościDo tej pory nie została sporządzona kompletna lista ofiar stanu wojennego. Według ustaleń kierowanej przez Jana Marię Rokitę nadzwyczajnej sejmowej komisji, która w latach 1989-1991 badała zbrodnie stanu wojennego, konsekwencją ówczesnych działań MO i SB było co najmniej 91 ofiar śmiertelnych. Niektóre ofiary stanu wojennego prawdopodobnie na zawsze pozostaną anonimowe, ponieważ w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. zostały wyłączone wszystkie telefony, nie tylko zwykłych obywateli, ale też służb ratunkowych: placówek służby zdrowia, w tym pogotowia ratunkowego, i straży pożarnej… Początkowo ludzie ginęli najczęściej w demonstracjach ulicznych oraz podczas pacyfikacji w zakładach pracy, były także przypadki wyroków śmierci wykonanych na żołnierzach LWP, za odmowę rozkazu strzelania do rodaków. Z czasem przepisy o stanie wojennym ulegały złagodzeniu, oficjalnie stan wojenny zniesiono 22 lipca 1983. Ogłoszono także amnestię dla więźniów politycznych. Jednak rozbudowany do niebotycznych rozmiarów aparat represji działał dalej i mordował, tyle że bardziej skrycie. Jednymi z ostatnich ofiar śmiertelnych z przełomu 1988/1989 byli księża: Sylwester Zych, Stefan Niedzielak i Stanisław Suchowolec, ale także Robert Możejko związany z FMW z Kętrzyna, zamordowany w czerwcu 1989 na dzień przed zarządzonymi wyborami w wyniku porozumień okrągłego stołu. Wiele niewyjaśnionych zgonów działaczy opozycji z lat 80-tych, zanotowano także w następnych latach, choć tych nie traktuje się już jako ofiary stanu wojennego. Tylko nielicznych funkcjonariuszy PRL, sądy III RP skazały za zbrodnie stanu wojennego. Dziś śledztwa w tych sprawach prowadzi pion śledczy IPN. O osądzeniu winnych przestępstw aparatu władzy PRL, także ze stanu wojennego, zaczęto mówić zaraz po przełomie 1989 r. Wymierzanie sprawiedliwości napotykało i napotyka jednak wciąż na liczne przeszkody, takie choćby jak: „gruba kreska” ogłoszona przez premiera Mazowieckiego, ciągłe przestrzeganie przed „polowaniem na czarownice” połączone z niezrozumiałą empatią i wparciem dla generałów odpowiedzialnych za wprowadzenie stanu wojennego, jakiego aż do ich śmierci udzielało im środowisko skupione wokół „Gazety Wyborczej”. Tymczasem bez rozliczenia zbrodni stanu wojennego (podkreślmy dzisiaj chodzi jedynie o aspekt moralny tego rozliczenia, poznanie całej prawdy o tamtym mrocznym okresie), nie będziemy w stanie wytłumaczyć nowym pokoleniom Polaków, co jest w życiu dobre, a co złe. Ciągła relatywizacja, upolitycznianie dążenia do poznania prawdy historycznej, wmawianie nam konieczności kierowania się w życiu „mniejszym złem”, sprzyja wciąż rozszerzającemu się kryzysowi tożsamości w Polsce.

Źródło: fb Mariusz A. Roman

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Bo fałszować wybory, to trzeba umieć…

Radosław Sikorski wypowiada się o wyborach:

„Ja sądzę, że w komisjach wyborczych nie da się sfałszować i to nie jest problemem, bo sfałszowanie wyborów jest duże zadanie logistyczne do którego te patałachy nie są zdolne, to jeszcze trzeba umieć, skoordynować pracę tysięcy ludzi i nie dać się złapać. Oni tego nie potrafią. Oni to zrobią wszystko wokół wyborów.”


Źródło: Przyjaciel Wolności

Zdjęcie: Twitter

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Obrzydlistwo za obrzydlistwem

W Krakowie doszło do niebywałego skandalu, prezydent Jacek Majchrowski powołał do Rady Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK Janusza Palikota. Kandydaturę zaproponowała dyrektorka tej instytucji Maria Anna Potocka. W imieniu przeciwników nominacji zaprotestował radny PiS Michał Drewnicki, który w liście do Majchrowskiego napisał m.in.: „Pan Palikot dał się poznać jako kontrowersyjny poseł i polityk pijący publicznie alkohol, nawołujący do legalizowania narkotyków, uprawiający obrzydliwy hejt w przestrzeni publicznej”. Potocka odpowiedzialna jest również za ubiegłoroczny skandal, kiedy za pieniądze Galerii Bunkier Sztuki wydała książkę „Wokół sprawy Pyjasa”, która wywołała ostry sprzeciw przyjaciół Stanisława Pyjasa. Opisując Lesława Maleszkę, TW „Ketman”, który donosił na przyjaciół, sugeruje, iż jest on wybitnym intelektualistą, który popełnił nieistotny błąd. Pyjas był ofiarą nieszczęśliwego wypadku, Bronisław Wildstein nie jest szlachetnym rycerzem walczącym o prawdę, lecz autorem „donosu na naród” i człowiekiem opętanym przez żądzę zemsty, sprawcą cierpień tysięcy ludzi (tzw. lista Wildsteina). Tak za publiczne pieniądze promuje się esbecką wersję historii! A co na to Ministerstwo Kultury?

Ryszard Kapuściński

albicla.com/ryszardkapuscinski

źródło: Gazeta Polska Codziennie | www.GPCodziennie.pl

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Samonaprawiający się asfalt?

To z pewnością brzmi jak historia nie z tej ziemi. Jednak aby to stało się faktem w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia do życia powołany został Federalny Instytut Badań Autostrad (BAST) Projekty te są częściowo wynikiem własnych badań, a częściowo sugestią przemysłu. Specjalny bitum zawiera drobne cząsteczki metalu. Są one gwałtownie podgrzewane przez energię indukcji. Powierzchnia może się wtedy nagrzać nawet do 90 stopni. W tych temperaturach bitum mięknie i uszczelnia najmniejsze pęknięcia, zanim małe pęknięcia staną się dużymi wybojami.

Realizacja projektu spowoduje, że samoregenerujący się asfalt opóźni proces uszkodzeń, które powodują wysokie koszty naprawy.

Powyższy artykuł to nie jest futurologia czy naukowa ciekawostka, ale wynik pracy instytutu badawczego oczekujący na rychłe wdrożenie. Rachunki ekonomiczne i symulacje potwierdzają, że to co nam wydaje się czystą spekulacją jest zgodne z realnym interesem i oczekiwaniem społeczeństwa.

Niestety nie dotyczy to polskiego, powiatowego, czy miejskiego podwórka, na
którym jakakolwiek próba zwrócenia uwagi na możliwość odstępstwa od
wieloletnich i niekoniecznie racjonalnych schematów działania, wywołuje w
najlepszym razie całkowity brak zrozumienia a niekiedy także parsknięcie pustym
śmiechem i wyzwiskiem. Czy to całkowite zamknięcie się we wsobny chów
decydentów, którzy po kilku pokoleniach nie wyobrażają sobie żadnych zmian, czy
też lęk przed zmianami bierze się z wzajemnych powiązań, których przerwanie
może skutkować groźnymi konsekwencjami a nade wszystko zburzeniem świętego
spokoju?

Trudno jest w tej chwili wyrokować.

Źródło: BAST, Deutschlandfunk

Zdjęcie: Picture Alliance

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Zamilczanie

Zamordyzm, obok państwowego terroru, wymaga ciągłego zamilczania niewygodnych faktów. Przez cały okres trwania PRL-u wymazywano datę 17 września z naszej pamięci. Nie udało się. A to przecież już w 1939 roku Armia Czerwona = sowieccy bandyci zaczęła Polaków wyzwalać ze wszystkiego, co posiadali, głównie z życia. Rosyjska mentalność nigdy się nie zmieniła i zapewne nie zmieni, co możemy obserwować teraz na Ukrainie.


Potomkowie naszych „wyzwolicieli” mają się dobrze i stale próbują dyktować nam co pamiętać, a co zapominać, kogo piętnować, a kogo wychwalać. Ci „dzielni ludzie” na eksponowanych stanowiskach włodarzy miast, nigdy nie boją się śmieszności, albo nie wiedzą na czym śmieszność polega. Wiedzą natomiast, na czym polega efektywna manipulacja.
Zgorszenie warszawskiego magistratu pod wodzą Trzaskowskiego wywołała wiadomość, że plebiscyt na ulubioną księgarnię warszawiaków wygrała, odsądzana od czci i wiary przez „GW”, księgarnia Multibook. Zdaniem przedstawiciela ratusza trzeba będzie zmienić formułę konkursu, żeby nigdy więcej „niewłaściwa księgarnia” nie wygrywała.


Czytelnicy głosujący jak im się podoba, powinni wziąć przykład z widzów teatralnych. Tu żadnej dowolności nie ma. Wszystkie teatry są sowicie zasilane z jednej kasy i na jedną wyją nutę. Teatr Dramatyczny pokazał właśnie na co go stać. Takiego „artyzmu” zamilczeć nie podobna. Różnica między czytelnikami, a widzami polega na tym, że księgarnia bez czytelnika obyć się nie może, a teatrowi widzowie przestali być potrzebni.
Zamordyzm, jak widać, wymaga nie tylko zamilczania niewygodnych faktów, ale i kreowania bzdur.

Źródło: Małgorzata Todd

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Prezydent podczas otwarcia kanału żeglugowego przez Mierzeję Wiślaną

Dzisiaj w 83 rocznicę agresji Rosji Sowieckiej na Polskę otwarty został kanał żeglugowy przez Mierzeję Wiślaną. Podczas otwarcia prezydent Andrzej Duda powiedział, że mimo trudnych czasów, mimo lat komunizmu, także mimo tego wszystkiego, co działo się w ciągu ostatnich 30 lat – Polska zwycięża! Zwycięża dziś tutaj, na Mierzei Wiślanej.

Zakończenie tej inwestycji, jej otwarcie, uruchomienie i przekazanie do użytkowania tego szlaku wodnego, który będzie umożliwiał swobodne przepływanie pomiędzy Morzem Bałtyckim, Zatoką Gdańską a Zalewem Wiślanym, Elblągiem, Tolkmickiem – to jest wielkie zwycięstwo Polski, to jest wielkie zwycięstwo patriotów, to jest wielkie zwycięstwo wszystkich tych, którzy rozumieją słowo „suwerenność” i rozumieją znaczenie suwerenności; i to wewnętrzne, i to zewnętrzne, międzypaństwowe.

Wszystkich tych, którzy rozumieją, że państwo, które uważa się za poważne, które jest państwem bez kompleksów; że naród, który jest narodem bez kompleksów, a zwłaszcza bez kompleksu niższości; że państwo, które rozumie swój potencjał, swoją historię i swoje znaczenie – nie może sobie pozwolić na to, by być państwem zależnym. Nie może sobie pozwolić na to, by ktoś inny decydował o jego ważnych, strategicznych sprawach.

Tak było przez cały ten ogromnie trudny okres od 1945 roku, kiedy wpłynąć tutaj, na Zalew Wiślany, nie można było bez de facto zgody rosyjskiej – bez przepłynięcia przez terytorium najpierw Związku Radzieckiego, Związku Sowieckiego, a w ostatnich dziesięcioleciach po prostu Federacji Rosyjskiej.

Wszyscy wiemy, ile na przestrzeni tych dziesięcioleci było problemów, trudności, bardzo często sztucznie tworzonych tylko po to, by po prostu uniemożliwić tę komunikację. By uniemożliwić należyte funkcjonowanie polskim ośrodkom zlokalizowanym nad Zalewem Wiślanym, jak choćby Elblągowi, gdzie port elbląski de facto popadł w zapomnienie przez te wszystkie problemy, które przez całe lata były piętrzone i uniemożliwiały normalną żeglugę.

Mówiono o tym od bardzo dawna. Mówili o tym ci, którzy właśnie rozumieli, co to znaczy Polska jako państwo suwerenne, silne, niepodległe, samo decydujące o sobie i samo rządzące się – że Polska potrzebuje przejścia przez Mierzeję Wiślaną po to, by się od rosyjskiej decyzji uniezależnić.

Mówił o tym jasno i wyraźnie i deklarował to od wielu lat Pan Premier Jarosław Kaczyński, w szczególności wtedy, kiedy był prezesem Rady Ministrów w latach 2006–2007. Nie udało się wtedy tej inwestycji zrealizować. Czas był zbyt krótki, a zamierzenia inwestycyjne – jak wiemy doskonale i jak widzimy dzisiaj – ogromne.

Ponowne zwycięstwo w 2015 roku umożliwiło realizację tej wielkiej idei i w zasadzie od razu przystąpiono do przygotowania tego procesu. Prace ustawodawcze zostały zakończone w 2017 roku, a następnie inwestycję rozpoczęto w roku 2019, której symboliczny koniec widzimy dzisiaj. Oczywiście prace dokończeniowe będą jeszcze realizowane na ostatnim etapie inwestycji do 2023 roku – zostało jeszcze trochę pracy.

Ale ten najważniejszy element, jakim jest kanał umożliwiający przepłynięcie przez obszar Mierzei Wiślanej jest! Jest gotowy, jest przygotowany, jest nowoczesny, jest wyposażony i już umożliwia tutaj, na tym obszarze, działania żeglugowe. I to jest, proszę Państwa, wielkie zwycięstwo.

Swoje przemówienia mieli również premier Mateusz Morawiecki, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oraz minister infrastruktury Andrzej Adamczyk.

Źródło: PREZYDENT.PL

Zdjęcie: WP Wiadomości

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Fantasmagorie Olafa Scholza

Parę dni temu kanclerz Niemiec Olaf Scholz na Uniwersytecie Karola w Pradze wygłosił przemówienie o potrzebie przeprowadzenia radykalnych reform w UE. Mówił o rozszerzeniu UE, rozwijaniu suwerenności europejskiej i wartościach europejskich. Według niego sprawą sporną jest kontrola krajów członkowskich w kwestii niezależnego sądownictwa, przejrzystej polityki fiskalnej, wolności mediów i praw społeczności LGBT. – W Europie Środkowej mówi się o nieliberalnej demokracji tak, jakby nie był to oksymoron – mówił Scholz, nawiązując do Węgier i Polski. – Sensowne wydaje się także uzależnienie wypłat od dotrzymania standardów praworządności – dodał. Z przemówienia Scholza wynika, że rządzić będą Paryż, Berlin i Bruksela, a Polska ma się podporządkować biurokratom unijnym. Jednak hitem przemówienia były słowa, że w Europie nie ma miejsca na rasizm i antysemityzm, a w Polsce i na Węgrzech oczekują, że instytucje unijne zrobią więcej w sprawie wolności i demokracji. To już szczyt bezczelności, ponieważ ośrodek badań o antysemityzmie (Rias) w swoim raporcie napisał o przerażającym obrazie nienawiści do Żydów w Niemczech. W 2021 r. Rias odnotował 2738 incydentów antysemickich. To średnio siedem dziennie!

Ryszard Kapuściński

albicla.com/ryszardkapuscinski

źródło: Gazeta Polska Codziennie | www.GPCodziennie.pl

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Podkomisja prezentuje raport w sprawie katastrofy smoleńskiej

Katastrofa z 10 kwietnia 2010 r. na lotnisku pod Smoleńskiem była wynikiem aktu bezprawnej ingerencji; komisja potwierdza unieważnienie raportu komisji Jerzego Millera z 29 lipca 2011 roku – powiedział w poniedziałek wiceprezes PiS Antoni Macierewicz, szef Podkomisji ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem. Zaznaczył, że podkomisja stwierdziła obecność materiałów wybuchowych na wielu elementach samolotu Tu-154M; stwierdziła m.in. obecność trotylu i materiałów wysokoenergetycznych stosowanych w broni termobarycznej.

Źródło: TVP.Info

Zdjęcia: TVP.Info

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Ławnicy

Ławnik to niezawodowy członek składu orzekającego (sądu), stanowiący czynnik społeczny w wymiarze sprawiedliwości. Udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości został zagwarantowany w art. 182 Konstytucji.

Zasady i tryb zgłaszania kandydatów na ławników określa ustawa z dnia 27 lipca 2001 r. Prawo o ustroju sądów powszechnych (Dz. U. z 2019 r., poz. 52 ze zmianami) oraz rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z dnia 9 czerwca 2011 r. w sprawie sposobu postępowania z dokumentami złożonymi radom gmin przy zgłaszaniu kandydatów na ławników oraz wzoru karty zgłoszenia.

2. Kto może zostać ławnikiem?

Ławnikiem może być wybrany ten, kto:

1) posiada obywatelstwo polskie i korzysta z pełni praw cywilnych i obywatelskich,

2) jest nieskazitelnego charakteru,

3) ukończył 30 lat,

4) jest zatrudniony, prowadzi działalność gospodarczą lub mieszka w miejscu kandydowania co najmniej od roku,

5) nie przekroczył 70 lat,

6) jest zdolny, ze względu na stan zdrowia, do pełnienia obowiązków ławnika,

7) posiada co najmniej wykształcenie średnie.

3. Kto nie może zostać ławnikiem?

Ławnikami nie mogą być:

1) osoby zatrudnione w sądach powszechnych i innych sądach oraz w prokuraturze,

2) osoby wchodzące w skład organów, od których orzeczenia można żądać skierowania sprawy na drogę postępowania sądowego,

3) funkcjonariusze Policji oraz inne osoby zajmujące stanowiska związane ze ściganiem przestępstw i wykroczeń,

4) adwokaci i aplikanci adwokaccy,

5) radcy prawni i aplikanci radcowscy,

6) duchowni,

7) żołnierze w czynnej służbie wojskowej,

8) funkcjonariusze Służby Więziennej,

9) radni gminy, powiatu i województwa.

UWAGA: Nie można być ławnikiem jednocześnie w więcej niż jednym sądzie.

4. Kto może zgłaszać kandydatów na ławników?

Podmiotami uprawnionymi do zgłaszania kandydatów na ławników są:

1) prezesi właściwych sądów,

2) stowarzyszenia,

3) inne organizacje społeczne i zawodowe, zarejestrowane na podstawie przepisów prawa, z wyłączeniem partii politycznych,

4) co najmniej pięćdziesięciu obywateli mających czynne prawo wyborcze, zamieszkujących stale na terenie gminy dokonującej wyboru.

8 listopada 2019 roku Rada Miejska w Żywcu podjęła uchwałę w sprawie wyboru ławników na kadencję 2020-2023. Tomasz Buś (SO w Bielsku-Białej), Jolanta Gruszka i Jacek Pochopień (SR w Żywcu do orzekania w zakresie prawa pracy) uzyskali wymaganą większość głosów. Pozostali kandydaci sprawujący obecnie mandat ławnika zostali wybrani jednogłośnie.

WYKAZ ŁAWNIKÓW ZGŁOSZONYCH DO SADU OKRĘGOWEGO W BIELSKU-BIAŁEJ
1. TOMASZ JAKUB BUŚ
2. KATARZYNA AGNIESZKA GALICA
3. EWA RENATA RYCZKIEWICZ

DO SADU REJONOWEGO W ŻYWCU DO ORZEKANIA Z ZAKRESU PRAWA PRACY
1. AGATA BARBARA BARCIK
2. AGNIESZKA CHABERSKA-RAJSKA
3. WIOLETTA GRIGORIJEW
4. IRENA KUDER
5. KRZYSZTOF MIECHERDZIŃSKI
6. BOGUSŁAW WIESŁAW STEBLIK
7. JAN ZUZIAK

DO SADU REJONOWEGO W ŻYWCU DO ORZEKANIA W SPRAWACH RODZINNYCH
1. RYSZARD STANISŁAW BEDNARZ
2. JADWIGA TERESA ĆWIĘKA
3 JOLANTA BOŻENA GRUSZKA
4. JACEK ZDZISŁAW POCHOPIEŃ

Zdjęcie: Starostwo Powiatowe w Żywcu

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Prof. Romuald Szeremietiew: Kto i dlaczego nie chciał Kraba?

Amerykanie podają, że przeprowadzono ćwiczenia udanego zestrzelania pociskiem z armato-haubicy M109 Paladin 155 mm rakiety manewrującej. Otwiera to z punktu widzenia naszych potrzeb obronnych nowe możliwości wykorzystania takiej artylerii na współczesnym polu walki.

Nieskromnie powiem: kiedy wprowadzałem armato-haubicę Krab w 2000 r. podnosząc potrzebę uzbrojenia WP w takie działa, a byłem z tego powodu bardzo krytykowany, miałem rację. „Krab” może nam przydać się bardziej, niż nawet przedtem sądzono.

Pisałem 17 listopada 2016:

MON kupuje „działo Szeremietiewa”

Czytam w „Dzienniku” że w MON postanowiono o zakupie Krabów. W tekście na ten temat wspomniano historię działa: „Decyzje o produkcji i zakupie tego sprzętu podpisano w… 1999 r. – 18 lat temu”. Pada przy tym moje nazwisko. I dalej: „Po dwóch latach dostarczono pierwsze prototypy.” Byłem wtedy sekretarzem stanu w MON odpowiedzialnym za techniczną modernizację armii. Byłem też pewien, że wkrótce Kraby znajdą się na uzbrojeniu WP; pierwszy dywizjon w 2005 r., a do 2012 r. kolejne cztery dywizjony. Tak myślałem w 2001 roku. Ale „coś” się stało – gazeta podaje: „wojsku i politykom (po zmianie rządu) Kraby się odwidziały i tak naprawdę przez pięć lat przy projekcie niewiele się działo”. Naprawdę trwało to dłużej – siedem lat.

Mięliśmy dwa prototypy najnowocześniejszego na świecie działa które pomyślnie przeszły sprawdziany i nagle komuś ważnemu w MON odwidziało się??? W sytuacji, gdy także dziś można przeczytać: „Według opinii wielu ekspertów Krab jest obecnie najlepszą samobieżną armato-haubicą na świecie”. Jeśli jest obecnie „najlepsza”, to tym bardziej była wtedy, kilkanaście lat wcześniej.

W gazecie wstrzemięźliwie opisano przypadki z Krabem. Tymczasem w tej sprawie nikomu nic nie „odwidziało się” tylko w lipcu 2001 r. zostałem wyrzucony z MON (bardzo o to starał się minister obrony Bronisław Komorowski) pod zarzutem tolerowania korupcji (w tym wielką rolę odegrało WSI nadzorowane przez Komorowskiego). Samobieżna armato-haubica 155 mm Krab była nazywana „działem Szeremietiewa” z racji mojego zaangażowania w ten program, przeprowadzenia przetargu i wspierania prac konstrukcyjnych w Hucie Stalowa Wola. Kiedy więc ja okazałem się w MON trefnym, to „moje” działo też. Rożne mądrale w sejmie, MON i rozliczni eksperci w mediach wypowiadali się, że to działo jest wojsku niepotrzebne, program powstał w wyniku mojego nacisku, a wydane na licencję i dwa prototypy działa pieniądze to „marnotrawstwo”.

W miarę jak trwało postępowanie karne w mojej sprawie stawało się jasne, że byłem niewinny i program uzbrojenia wojska w artylerię 155 mm wracał do łask. W maju 2008 r. MON podpisało z HSW umowę na wystawienie do 2011 r. dywizjonu Krabów. Nic z tego nie wyszło.. Dopiero w sierpniu 2015 r. pojawiła się realna szansa wdrożenia produkcji dział. Jeśli teraz MON spręży się i podpisze z HSW umowę, to wreszcie wojsko zacznie dostawać Kraby. Na zawarcie kontraktu zostało niecałe półtora miesiąca – mam nadzieję, że MON zdąży.

Krab dysponuje działem kalibru 155 mm, jest w stanie trafiać w cel oddalony o 40 km z dokładnością do kilku – kilkunastu metrów. Armato-haubicę Krab można śmiało zaliczyć do jednych z najlepszych rozwiązań tego typu na świecie. W planach było utworzenie pięciu dywizjonów po 24 działa każdy. To naprawdę potężna siła uderzeniowa.

Artykuł w „Dzienniku” zatytułowano: „Polskie wojsko kupuje Kraby. I wyciąga wnioski z wojny w Donbasie”. Nie czekaliśmy na „doświadczenia” z Donbasu i wnioski o potrzebie artylerii 155 mm dla obrony Polski wyciągnęliśmy dwadzieścia lat wcześniej. Niestety później, ci co decydowali o uzbrojeniu armii nie chcieli kupować Krabów.

Żałuję bardzo, że nie ma wśród żywych wybitnego konstruktora uzbrojenia inż. Józefa Kwiatkowskiego, który zmarł w 2012 r. Wspominając przyjaciela powiedziałem na pogrzebie: „W czasie mojej pracy w MON wiele razy korzystałem z Jego wiedzy i doświadczenia. Było to szczególnie pomocne, gdy podejmowaliśmy decyzje o programie samobieżnej armato-haubicy 155 mm „Krab”. W jednym z artykułów napisano, że było to „działo Szeremietiewa”. Dla mnie „Krab” był zawsze działem inżyniera Kwiatkowskiego. To dzięki Niemu powstała ta broń, a także wiele innych typów uzbrojenia, wytwarzanych przez HSW”.

Pamiętam, że kiedy wreszcie MON odwiesił program armato-haubicy i zamówił pierwsze egzemplarze „Kraba” w HSW Józef zadzwonił do mnie z tą wiadomością. – Widzisz, wygrałeś – mówił.

Tak w końcu wygraliśmy, On i ja.

Źródło: Tysol.pl

Zdjęcie: Jarosław Roland Kruk / Wikipedia, licence: CC-BY-SA-3.0

Napisano wOgólnieKomentarzy (0)

Related Sites