Bo przecież mamy do czynienia z atakiem nie tylko polityków reprezentujących tamtejszą scenę polityczną, ale także tych piastujących ważne funkcje w Unii Europejskiej. Uważam, że Niemcy chcą w ten sposób odciągnąć uwagę europejskiej (ale także i swojej) opinii publicznej od wewnętrznych problemów: od fiaska polityki multi kulti, od potężnego skandalu z cenzurą w niemieckich mediach, a w końcu z utratą wizerunku państwa przewidywanego i odpowiedzialnego. To wszystko razem wzięte runęło w Sylwestrową Noc za sprawą setek imigrantów, którzy przyjechali do Niemiec na zaproszeni Angeli Merkel. Jeden z moich znajomych, który z racji zajmowanego stanowiska w samorządzie często spotyka się ze swoimi odpowiednikami z Niemiec (a więc zna realia panujące u naszych zachodnich sąsiadów z własnego doświadczenia a nie z przekazów medialnych), jeszcze na początku grudnia ub. roku uważał, że kanclerz Merkel (zapraszając imigrantów) ma jakiś ukryty (sprytny) plan. „Dotychczasowe doświadczenie podpowiadało mi, że Niemcy podejmują decyzję nie na podstawie tego, którą nogą wstają rano z łóżka, ale każdy krok mają dokładnie przemyślany, a działania z zegarmistrzowską precyzją rozpisane są w czasie – relacjonuje mój znajomy samorządowiec. – To co się stało w Sylwestrową Noc i po niej, kompletnie zburzyło obraz polityki niemieckiej, jako przemyślanej w perspektywie najbliższych dziesiątków lat. Jeżeli ja doszedłem do takich wniosków, to Paryż, Rzym, Londyn również musieli postawić znak zapytania przy Berlinie. Czy aby na pewno to jest poważny partner?”. > Niemieckie elity polityczne są świadome tego, że Angela Merkel naraziła ich kraj na bardzo poważne straty nie tylko wizerunkowe. Teraz właściwie każda opinia Berlina może być podważana i oceniana poprzez pryzmat „otwartych drzwi dla imigrantów”. Skoro w tak prostej sprawie Berlin podjął tak brzemienną w skutkach decyzję, to oczywistym jest, że zdolności analityczne Niemców są w poważnym stopniu ograniczone, a co za tym idzie – ich decyzje są błędne i mogą być groźne nie tylko dla samych Niemców, ale i dla całej Europy. Wszak stanowimy zbiór naczyń połączonych. > Niemcy muszą skierować wzrok europejskiej opinii publicznej w inne miejsce. Polska jest dla nich idealnym „chłopcem do bicia”. Ster rządów w Warszawie stracili ich przyjaciele z PO, Polską rządzi partia, która otwarcie odnosi się do chrześcijańskich korzeni i która – co bardzo ważne – mówi o upodmiotowieniu Polaków w relacjach z Belinem. To im się nie może podobać, oni też potrafią liczyć, wiedzą ile to ich będzie kosztować. Chcą więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: skierować uwagę Europy na Polskę oraz podjąć aktywną próbę ochrony swoich interesów. Właśnie tak należy odczytywać decyzję Agencji Standard & Poor’s, która obniżyła rating Polski do BBB + z perspektywą negatywną. Co możemy zrobić? Możemy okazać solidarność z polskim rządem, możemy go wesprzeć modlitwą, a jeżeli zajdzie taka potrzeba uczestnictwem w manifestacjach poparcia. To nie będzie łatwa walka! Targowica jest w środku naszej warowni.
źródło: Dorota Arciszewska-Mielewczyk