Kwiecień jest porą dla głuszcowych toków. Dla niektórych myśliwych jest to czas aby zapolować na głuszca. Kto nie może pozwolić sobie na wyjazd do Rosji, pozostają mu łowiska Białorusi. Na Białorusi nie ma wielkiego wyboru – poluje się w obwodach armii albo KGB – pisze jeden z myśliwych. Stojąc przed drewnianym myśliwskim, zbudowanym na skraju letniska, nad brzegiem jeziora. W tym miejscu było ono wąskie, po drugiej stronie była widoczna biała ściana brzozowego lasku. Rano pod zamarzniętą taflą niosło się bulgotanie cietrzewi. Półtora kilometra dalej rozpoczynał się wysoki sosnowy bór. Tam już od dwóch tygodni grały głuszce, które od połowy kwietnia na Białorusi osiągają apogeum. Stanisław Hoppe w swojej książce pisze, że tokowiska bywają nieraz trudno dostępne i dotrzeć do nich można jedynie po kładkach położonych na bagnach. Suche tokowiska, gdzie koguty są łatwe, należą do rzadkości.
Białoruś leży w zachodniej części Niziny Wschodnioeuropejskiej. Na południu ok. 20% powierzchni kraju zajmują rozległe tereny bagienne i torfowiska, czyli Polesie. Rejon stoliński ma powierzchnię 3342,06 km². Lasy zajmują powierzchnię 1278,99 km², bagna 670,85 km², obiekty wodne 71,02 km².
W 2013 roku do Stolina przybyła pięcioosobowa delegacja z Powiatu Żywieckiego, która władzom białoruskim przekazała zestaw wędlin od jednego z żywieckich zakładów mięsnych. Tą sprawą zajął się były radny powiatu Franciszek Dybek, który zadawał pytania m.in. kto zasponsorował zestaw Białorusinom? Na to pytanie odpowiedział zainteresowanemu były starosta Andrzej Zieliński mówiąc, że właściciel zakładu mięsnego przekazał za naszym pośrednictwem prezent dla władz Stolina. To są jego przyjaciele, a prezent był bezpłatny.
Tego samego roku w Jachrance na seminarium poświęconemu pytaniu, co robić by łowiectwo miało w Polsce tzw. lepszą prasę, dziennikarze próbowali wędlin Wojciecha Dobiji z Żywca i podkreślali, że dzięki dziczyźnie można przekonać do łowiectwa tych, którzy nie są nam życzliwi. Wojciech Dobija jest myśliwym od 1978r. Polował i poluje w wielu miejscach w Polsce w Czechach, na Słowacji, w Skandynawi, na Łotwie, na Białorusi w Austrii, w Afryce. Przedsiębiorca jest wieloletnim przewodniczącym koła łowieckiego „Klimczok” w Buczkowicach. (W grudniu 1977 r. został delegowany do pracy w Wydziale Rolnym Komitetu Gminnego PZPR w Bielsku – Białej, a następnie wybrany został I sekretarzem Komitetu Gminnego PZPR i przewodniczącym Gminnej Rady Narodowej w Goleszowie.)
Polski Związek Łowiecki to stowarzyszenie ponad 2,5 tysiąca kół łowieckich. Liczy ponad 100 tys. członków. Najwięcej (25 proc.) jest emerytów i rencistów, 14 proc. to właściciele firm. To hermetyczne środowisko, o ogromnych finansach i wpływach. Ze skupu dziczyzny i organizowania polowań dla cudzoziemców koła uzyskiwały w przeszłości ponad 84 mln zł. Składki członkowskie to kolejne 20 mln zł. Związek ma swój sąd, od decyzji którego można się odwołać do sądu powszechnego, ale tylko w przypadku wykluczenia z organizacji. Ma rzecznika dyscyplinarnego, system odznaczeń i kontroli. Tylko członkowie związku mogą legalnie polować w Lasach Państwowych należących do Skarbu Państwa. To właśnie związek administruje ośrodkami hodowli zwierzyny przy nadleśnictwach, które organizują polowania i na tym zarabiają.
Nie każdy może zostać członkiem. Decyduje o tym zarząd związku – mówi jeden z myśliwych zrzeszony w PZŁ. Szefem Naczelnej Rady Łowieckiej PZŁ jest Andrzej Gdula, były wiceszef MSW w PRL, ściągnięty do resortu przez generała Czesława Kiszczaka. Prezes zarządu PZŁ dr Lech Bloch był zarejestrowany jako wieloletni tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa „Kazimierz”. Na łamach Łowca Polskiego 3/2013 Lech Bloch stwierdził następująco: „Dobrze byłoby gdybyśmy mieli w kraju co najmniej dwieście tysięcy myśliwych” W tym samym artykule Andrzej Gdula stwierdza – trzeba starać się, by do PZŁ trafiali najbardziej wartościowi ludzie z pozycją we własnym środowisku. Trzeba także – dodawano – ośmielić celebrytów, którzy już są myśliwymi, a starają się nie ogłaszać tego publicznie w obawie przed reakcją otoczenia. Uciekanie w tezy, że poluje się już tylko z aparatem fotograficznym – mówili dziennikarze – to droga do nikąd.”
W Nad Sołą i Koszarawą wywiadu udzielił redaktor naczelny Łowca Polskiego Paweł Gdula, który mówił o skomplikowanym mechanizmie jakim jest środowisko naturalne, które niszczy człowiek niekiedy nieświadomie, ale częściej całkowicie z premedytacją. Że nie ma już odpornych na suszę i szkodniki lasów bukowo-jodłowo-świerkowych obwinia politykę, która przez wiele dziesięcioleci przed drugą wojną światową była nastawiona tylko na zysk. Stąd obecnie widać gołe szczyty w całych Beskidach. Zmiany w przyrodzie spowodowały, że bezpowrotnie zniknęły różne gatunki roślin i zwierząt. Jednym z nich jest głuszec. Redaktor zwrócił uwagę na niekontrolowaną ostatnio penetrację gór zarówno przez turystów, jak i zbieraczy runa leśnego, którzy zbierają – np. jagody na skalę przemysłową grzebieniami niszczą bezpowrotnie całe połacie borowiny, będącej domem i pożywieniem dla wielu zwierząt, między innymi głuszców.
Inicjatorem powstania Fundacji Ochrony Głuszca był myśliwy, prezes jednej z największych firm informatycznych w Polsce WASKO Wojciech Wajda. Jak sam powiada, że „pomysł założenia Fundacji Ochrony Głuszca jest naturalną konsekwencją tego, o czym mówiłem, czyli wrażliwości na przyrodę i jej potrzeby. I rozmów, jakie z moimi kolegami myśliwymi, przede wszystkim Andrzejem Gdulą, ale także wieloma innymi przyjaciółmi po strzelbie wiedliśmy przy okazji polowania i po polowaniach.”
Dalej mówi: bycie myśliwym jest dla mnie przede wszystkim metodą na życie i przyjemnością z obcowaniem z naturą, a także – to muszę dodać- kolegami myśliwymi. Innymi słowy – do łowiectwa przyprowadziła mnie i w nim trzyma nie tyle mistyka strzału, co mistyka przyrody i ludzkiej, męskiej przyjaźni.
FOG istnieje od 2008 roku w skład której prezesem jest Daniel Więzik, wiceprezesem jest Władysław Mizia. Członkami Rady Fundacji są: Wojciech Wajda – przewodniczący, Andrzej Gdula – wiceprzewodniczący, Paweł Gdula – członek Rady, Mirosław Głowacki – członek Rady, Zdzisław Zyzak – członek Rady.
W Europie najwięcej głuszców jest w Skandynawii i Rosji.
Na początku 2008 roku doszło do współpracy FOG z Leningradzkim Związkiem Myśliwych. Zaowocowało to już m.in. nakręceniem filmu o tokach cietrzewi na północy Rosji. 8 sierpnia w siedzibie Konsulatu Rzeczpospolitej w Sankt Petersburgu doszło do podpisania oficjalnej umowy o współdziałaniu.
Podpisany przez Giennadija Szaciłło przewodniczącego petersburskiej organizacji oraz Daniela Więzika prezesa FOG dokument przewidywał m.in. wsparcie działań Fundacji poprzez pomoc naukowców z Rosji zajmujących się populacjami głuszca i cietrzewia, wymianę doświadczeń w dziedzinie fermowej hodowli głuszców, a także – jeśli realizowany będzie eksperyment wsiedlenia głuszców w nowe rejony w Polsce. Rosjanie zadeklarowali pełną współpracę także przy ewentualnych programach FOG realizowanych w ramach Unii Europejskiej.
W Warszawie Fundację Ochrony Głuszca odwiedzili przewodniczący petersburskiej organizacji Gennadij Szaciłło i jego zastępca Siergiej Zajkow.
Rosyjscy myśliwi zostali przyjęci przez władze Polskiego Związku Łowieckiego: prezesa Naczelnej Rady Łowieckiej Andrzeja Gdulę oraz przewodniczącego ZG PZŁ dr. Lecha Blocha. Obie strony wymieniły informacje na temat organizacji myślistwa w obu krajach. Goście z Sankt Petersburga mocno podkreślali, że Rosja powinna naśladować polski model łowiectwa – razem z zasadą jednej organizacji zrzeszającej myśliwych i funkcjonowaniem osobnej ustawy prawo łowieckie.
Tradycja powstania
Leningradzkiego Związku Myśliwych i sięga 1917 roku. Liczy ponad 30 tysięcy członków, w absolutnej większości myśliwych. W ramach Federacji Rosyjskiej działa on jako regionalna organizacja myśliwych, zrzeszona w tzw. Rosyjskiej Konfederacji Związków Myśliwych i Wędkarzy. Równolegle działa w tzw. rejonie leningradzkim jeszcze 60 małych struktur zrzeszających myśliwych, np. związki wojskowych, pracowników administracji regionalnej czy służb specjalnych.
Związek podzielony jest na trzy okręgi w obrębie miasta Sankt Petersburg i 11 okręgów w tzw. rejonie leningradzkim.
Głuszce w Polsce są pod ochroną. W Rosji wolno do nich strzelać.
Poza Skandynawią tylko Rosja może pochwalić się wysokimi stanami populacji, idącymi w dziesiątki tysięcy.
Komorowski uczył tam Palikota polowania. Gdy lubelski poseł PO poznał już tajniki sztuki myśliwskiej, wspólnie wyruszyli na łowy do Rosji. Palikot wspomina to tak: „Z tych wszystkich wydarzeń najbardziej niezwykły był nasz wspólny pobyt w Rosji i polowanie na głuszca. To było dobre 300 km od Moskwy, w marcu 1997 lub 1998. (…) To było moje pierwsze polowanie. Nie jestem urodzonym myśliwym i bardziej ciągnęło mnie do przygody i towarzystwa niż do strzelania. Wśród prawdziwych myśliwych doświadczyłem swoistego rodzaju więzi i kultury, które mają niezwykle wiele uroku. Składają się na to różne obyczaje, pieśni i… nalewki, a nawet dobra tradycyjna kiełbasa. Dawne KGB podesłało nam na wieczór jakiegoś niby sąsiada, który raczył nas wódką i próbował wyciągać na debaty polityczne. (…) I tak sobie we trójkę gaworzyliśmy, budując przyjaźń polsko postradziecką. I popijając jakimś bimbrem z soku z sosny”.
źródła: Łowiec Polski, Fundacja Ochrony Głuszca, Życiorysy na Żywiecczyźnie pisane
Byli komunistyczni politycy w łowiectwie. Dobrze wiedzieć.