Wszyscy cieszymy się z efektów udanej wizyty premiera Mateusza Morawieckiego w Budapeszcie. Pisząc wszyscy, nie mam na myśli europosłanki Róży Marii Barbary Gräfin von Thun und Hohenstein, bo zapewne jest zasmucona, tak jak jej partyjni koledzy. Smutno im, że dwóch ważnych polityków europejskich, premier Mateusz Morawiecki i premier Viktor Orbán, spotkało się i rozmawiało o problemach, przed jakimi stoją ich kraje i Unia Europejska. Rozmawiali o koordynacji wspólnych działań na forum UE w obszarach gospodarczych, wspólnego rynku, wieloletnich ram finansowych, polityki bezpieczeństwa. Dużo czasu poświęcili Grupie Wyszehradzkiej, która według premiera Morawieckiego jest „kluczową częścią Europy Środkowej i UE, która daje UE solidny wzrost gospodarczy, bezpieczeństwo, również stabilność polityczną i mocno proeuropejską postawę”. To są tematy, którymi zajmują się poważni politycy, postrzegający problemy dzisiejszej Unii Europejskiej. Pani europoseł smutno, bo nie tracono czasu na omawianie uruchomionego art. 7.1 traktatu unijnego wobec Polski, ponieważ jak stwierdził Konrad Szymański: „nie był to istotny punkt konsultacji polsko-węgierskich”.
Ryszard Kapuściński