Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie” – ten słynny cytat Romana Dmowskiego powinien być wyznacznikiem wszystkich poczynań polskich polityków. Problem w tym, że to, czym są polskie obowiązki, bardzo chętnie dyktują nam wrogie mocarstwa, a potem rozliczają z „polskości”. Czas wiec powiedzieć, jakie są dzisiaj najważniejsze polskie obowiązki.
Po pierwsze, umocnienie polskiej niepodległości. Tego nie można zrobić bez silnego, spójnego w najważniejszych sprawach państwa i bez realnych sojuszy, które zamiast zabierać nam wolność, jak Rosja, tę wolność gwarantują. Dzisiaj jest tylko jeden taki sojusznik: to USA. Wszelkie pomysły balansu między Rosją a USA to zwykła zdrada, pozbawienie Polski ochrony przed słabnącym, ale atomowym i bardzo agresywnym mocarstwem. Trzeba pamiętać, że Rosja tracąc imperialność, może reagować paroksyzmami. Nasza armia dzisiaj jej nie powstrzyma, choćby dlatego, że nie mamy broni atomowej.
Umacnianie niepodległości to też odpowiednia gra z Unią Europejską. Koncepcja Europy Ojczyzn jest dla nas bezpieczna, bo gwarantuje otwarcie granic dla ludzi i towarów bez ingerencji w styl życia i ustrój państw członkowskich. Tej koncepcji przeciwstawiają się najbardziej przeciwnicy obecnego rządu. Nic też dziwnego, że słysząc wypowiedzi Róży Thun, nie wiemy, czy bardziej pomaga Moskwie, czy zwolennikom dominacji Niemiec w UE. Jedni i drudzy mają wspólny cel: ograniczyć polską suwerenność.
W podstawowych polskich obowiązkach jest odbudowa państwa i kondycji narodu. Nie da się odbudować siły gospodarczej państwa, zamykając się na Unię. Stąd potrzeba balansu. Z drugiej strony mamy obowiązek bronić tego, co jest polską tożsamością. Bez tego nie będziemy istnieć jako naród i wcześniej czy później stracimy państwo.
Ostatnia sprawa, wypływająca z doświadczenia setek lat I Rzeczypospolitej, to budowanie wokół Polski przyjaznych sojuszy państw opierających się na tradycji republikańskiej. Taki system sojuszy zawsze tworzył ochronę dla naszego narodu i budował sferę pokoju i dobrobytu. Jeżeli popierałem walkę o niepodległość Gruzji, Ukrainy, a teraz Białorusi, to właśnie dlatego, że wynika to z tego trzeciego paradygmatu naszej racji stanu. Są w Polsce siły podające się za narodowców, które podważają sojusz z USA, chcą całkowitego zerwania z UE i izolacji od Ukrainy i Białorusi. Jeżeli w tych wszystkich trzech sprawach podważają polskie paradygmaty, to dla jakiego narodu oni pracują? W przypadku USA straszono nas roszczeniami żydowskimi. Czy oddaliśmy choćby jedną nienależną złotówkę (nie mówię o aferach)? W przypadku UE grozili wchłonięciem nas przez superpaństwo. To dlaczego nie wspierają chociaż tych działań rządu, które mają wzmocnić naszą suwerenność w UE?
Co do współpracy z państwami na wschód od Polski, szczególnie Ukrainą, Litwą i Białorusią, to z ust zatroskanych o prawdziwą „polskość” płynie istna rzeka argumentów przeciw. Tu genialnie wykorzystywane są konflikty z polskimi mniejszościami w tych państwach. Nie bez winy tych państw. Ale to przede wszystkim w naszym interesie leży, by były one niepodległe i demokratyczne. Zostawianie ich na łaskę Moskwy to zdrada interesów polskich.
Można się kłócić o to, czym są dzisiaj polskie interesy, ale na pewno nie mogą być one definiowane w Moskwie. A z pewnością są tam definiowane, gdy każde działanie ma jeden mianownik: interes Kremla. Trzeba na to wreszcie uczciwie spojrzeć i przestać się łudzić co do wielu „prawdziwych Polaków”.
Tomasz Sakiewicz
źródło: KGP