Nie wiem, kiedy będą wybory, pewnie na jesieni 2023 roku, a jak coś pójdzie źle, to wcześniej. Natomiast wiem, jak będzie wyglądało ostatnie pół roku przed wyborami, przynajmniej widzę to wyraźnie w niektórych miejscach i w niektórych sprawach. Dla niemal połowy Polaków media społecznościowe staną się głównym źródłem informacji, z czego dla 20–30 proc. jedynym. 70–80 procent naszych rodaków będzie posiadało kontakt z tymi mediami. Politycy, którzy przed wyborami gwałtownie uaktywnią się w tych mediach, bo dotrze do nich, że mają one większą siłę niż reszta internetu i telewizja razem wzięte, początkowo nie zorientują się, że nie mają żadnej władzy nad swoim przekazem. Ci z nich, którzy zbudują wielkie zasięgi, nie będą nawet widzieć, że z nich nie korzystają. Specjalne algorytmy bardzo ograniczą dostęp obserwujących czy „podążających”. Inne zaczną ułatwiać zalewanie ich profili nieprzyjaznymi komentarzami. Czytelnicy profili polityków konserwatywnych natychmiast dowiedzą się, że osoba taka jest: obrońcą pedofili (duchownych), zwolennikiem maltretowania dzieci (przeciwnikiem narzucania przez państwo rodzinie swojej ideologii), torturowania kobiet (obrońcą życia) itd. Wszystko to znamy, ale będzie to zwielokrotnione. Podobnemu atakowi zostaną poddane osoby, które spróbują bronić takich polityków. Tuż przed wyborami większość z nich i tak zostanie zablokowana. Wolną rękę do działania dostaną ci, którzy będą szli na rozłam albo dostrzegą sporo dobrych stron w opozycji. Czy wszystkich zmanipulują? Nie, pewnie 20–30 proc. potencjalnych wyborców prawej strony. Tyle wystarczy, by obóz Dobrej Zmiany przegrał z kretesem. Nie pomogą telewizja, radio, nacjonalizacja części prasy, bo dla znacznej części media te przestaną (już przestają) być podstawowym źródłem informacji. Rozmawiałem z wieloma politykami prawicy i ich doradcami medialnymi. Są zupełnie spokojni. Uważają, że w razie czego przejdą na inne portale albo stworzą własne. Teraz wiem na pewno, że nie mają zielnego pojęcia, o czym mówią. Nawet na bardzo przyjaznym portalu budowanie zasięgów trwa latami. Takie portale bez maksymalnej mobilizacji zresztą się nie przebiją. Już widzę, jak prawica przegrywa wybory w huku obelg ludzi wyhodowanych od początku do końca przez media społecznościowe. Nikt poza nami nic z tym nie robi. Zmiany prawa nic tu nie pomogą. Bez zaangażowania we własne projekty obóz Dobrej Zmiany zostanie z ręką w nocniku, a potem go zupełnie zmarginalizują.
Nie ma już absolutnie czasu na działanie i bardzo wiele tego bezcennego czasu straciliśmy. Przekonał się o tym Donald Trump, doświadcza tego wielu innych polityków na świecie, zorientują się i nasi, ale będzie za późno.
Podjąłem decyzję, że polityków, którzy promują inne portale społecznościowe, a unikają naszego, nie wesprę swoim głosem. Mogę zrozumieć, że ktoś w ogóle unika takich mediów, choć dziś to myślenie anachroniczne. Nie mogę jednak pojąć, że ktoś buduje potencjał przeciwnika i lekceważy własny. Głupoty w polityce się nie wybacza.
Tomasz Sakiewicz