Słowa premiera po czterech latach nabrały szczególnej wagi w związku z trwającą wojną, która ostatecznie obnażyła głupotę popularnego poglądu o kapitale bez narodowości. Zderzenie z rzeczywistością nie może jednak kreować postaw, że wybieramy zawsze produkt tylko dlatego, że pochodzi z Polski, w sposób bezkrytyczny i często bolesny dla konsumenta. Prowadzi to do karykatury i skłania obywateli do stanu w którym reakcja stanie się odwrotna do zamierzonej. Promowanie polskich produktów musi iść równolegle z odpowiedzialnością producentów, którzy powinni swoich klientów traktować z należytym szacunkiem. Nie jest możliwe do pogodzenia z patriotyczną postawą oferowanie towarów o jakości i cenie drastycznie odbiegających od standardów przyjętych w cywilizowanych krajach świata. Hipotetycznie (?) może przecież dojść do sytuacji, gdy producent z premedytacją gra na emocjach próbując – przepraszam za kolokwializm – bezczelnie wciskać ludziom tandetę . W takim przypadku trudno oczekiwać, by oszukany klient reagował pozytywnie na polskie towary. Byłaby to również kompromitacja patriotyzmu gospodarczego, bardzo niebezpieczna dla każdej ekipy rządowej, która próbuje się do niego odwoływać. Jedyną możliwą ochroną wydaje się być ingerencja państwa, które powinno mieć w ręku narzędzia nie tylko promowania wyróżniających się wytwórców ale również skutecznych represji i kar dla naruszających standardy. Każdy klient powinien mieć świadomość, że tak jest i w razie potrzeby to urząd może w sposób skuteczny wyegzekwować jego rację. Mechanizmy rynkowe polegające na wymianie opinii mogą być skuteczne, ale muszą działać niezależnie od działania tego urzędu. Tylko w przypadku gdy konsument będzie czuł realne wsparcie własnego państwa, będzie mógł w sposób świadomy dokonywać wyboru kierując się krajem pochodzenia i kupować produkty polskich marek, które wzbogacą nasze państwo zachowując przy tym w pełni patriotyczną motywację – sprzedawcy i klienta .
zdjęcie: Biznes Alert